poniedziałek, 23 listopada 2015

rozdział dwudziesty

Wstałam z łóżka z niechęcią. Udałam się od razu do kuchni, by wstawić wodę na kawę. Kuchnia była nieduża, z dużym oknem nad zlewem, obok którego stała kuchenka. Wstawiłam wodę i udałam się do łazienki. Stanęłam przed umywalką i odetchnęłam głęboko. Podniosłam głowę patrząc na swoje odbicie w lustrze. Moje blond włosy były w nieładzie, oczy miałam czerwone, powieki i policzki czarne od rozmazanego makijażu. Ten widok był co najmniej zły. Jeszcze chyba nigdy nie byłam w takim stanie. Nawet po tych "namiętnych nocach". Zacisnęłam mocno powieki czując, że łzy cisną mi się do oczu. Wzięłam głęboki oddech i odkręciłam wodę. Przemyłam nią twarz, po czym zrobiło mi się trochę lepiej. Usłyszałam gwizdanie czajnika, co oznaczało, że muszę zejść na dół. Wytarłam twarz w ręcznik Justina i wyszłam z łazienki. Zeszłam po schodach i podeszłam do szafki, by wyciągnąć wszystkie niezbędne rzeczy do przyrządzenia kawy. Zalałam brązowy proszek i zamieszałam, dodając dwie łyżki cukru i śmietankę. Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Podeszłam do niego tak szybko, że nie byłam w stanie nawet nigdy pomyśleć, że potrafię zrobić to tak szybko. Z cholerną nadzieją, że to ON. Odblokowałam telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Matka. Cholera.
Witaj, Anabelle.
Przepraszam, że nie odzywałam się przez tak długi czas. Jak tam u ciebie? Może byśmy się spotkały? Tęsknię za tobą. 
Kocham cię.
Mama
 Dech zaparł mi w piersiach, dlaczego akurat to musiała być ona?!  I skąd miała mój numer? Przez głowę przemknęła mi myśl, że może Justin podał jej mój numer. Biorąc głęboki oddech, odpisałam.
Cześć, mamo. Co cię wzięło na nagłe martwienie się o swoją córkę? U mnie dobrze, dzięki, a u ciebie? Spróbuję zorganizować czas, ale nic nie obiecuję. Ja za tobą też. 
Kocham.
Anabelle
Zastanawiało mnie, dlaczego nagle zaczęła się o mnie martwić. Przecież przez całe życie byłam jej utrapieniem. Nie miałam zamiaru się z nią spotykać, a przynajmniej na razie. Szczerze mówiąc, tęskniłam za matką, dawno jej nie widziałam. Może i się nawet za nią stęskniłam.
Pociągnęłam duży łyk kawy i poczułam jak ciepło rozpływa się po moim ciele. Tego było mi trzeba po trudnej nocy. Tak właśnie zaczyna się dzień numer jeden bez niego. Obudziłam się sama w zimnym łóżku na brudnej od makijażu poduszce. Nie wiem nawet, gdzie jest. Nie dał żadnego znaku życia. Martwiłam się jak cholera. Napisać? Zadzwonić?
*
Kofeina dała mi niezłego kopa, jednak wciąż wyglądałam jak zwłoki. Poszłam wziąć szybki prysznic. Gdy  z niego wyszłam, prawie zderzyłam się z Amber. 
-Hej!-krzyknęła. 
-Hej.-bąknęłam bez żadnego wyrazu,
-Co jest?-zmarszczyła czoło.
-Nic, jestem po prostu zmęczona, a mam dużo spraw na głowie.- rzuciłam bez zastanowienia. Co jak co, ale kłamanie szło mi nieźle.
-Wszystko w porządku?-pytała.
-Tak-zmusiłam się do uśmiechu. Coraz lepiej mi szło.-dużo na głowie, jak już mówiłam. 
-No okej, masz ochotę dziś gdzieś wyskoczyć?
-Nie mam dziś czasu. 
-Ech, no dobra. A właśnie, gdzie jest Justin?- na dźwięk jego imienia o mało nie zaczęłam płakać. Łzy cisnęły mi się do oczu, więc spuściłam głowę, ale za chwilę ją podniosłam.
-Nie wiem-rozłożyłam ręce-pewnie załatwia jakieś ważne sprawy.
-Jak wy wszyscy-puściła mi oczko. Spojrzałam na zegarek. Była już dziesiąta.
-Przepraszam, ale muszę się spieszyć, pogadamy później-pocałowałam przyjaciółkę w policzek.
-Kocham cię, mała!-krzyknęła, gdy ja szłam w stronę mojego pokoju. Podniosłam dłonie układając je w serce, co oznaczało "ja ciebie też".
Otworzyłam komodę i wybrałam czarną, koronkową bieliznę, przy okazji włączając moją ulubioną płytę zespołu The Neighbourhood. Zaczęłam śpiewać i wyjmować kolejne rzeczy z szuflad. Wybrałam cienkie rajstopy w cielistym odcieniu, białą dopasowaną bluzkę z niedużym dekoltem, czarną dopasowaną spódniczkę sięgającą za uda i czerwoną marynarkę. 
Bluzkę włożyłam w spódniczkę, by uzyskać lepszy efekt, zarzuciłam na siebie marynarkę i spięłam włosy. Lekki makijaż, jakim były kreski zrobione eyelinerem z niezwykłą precyzją, delikatny złoty cień na powiekach, szminka o malinowym odcieniu i mocno wytuszowane rzęsy. Włosy upięłam do góry w koka, z tyłu wpinając świecącą spinkę w kształcie kokardy koloru złotego. Z przodu wypuściłam kilka kosmyków włosów, by delikatnie opadały mi na ramiona. Zapięłam na szyi naszyjnik, który dostałam kiedyś od mamy. Był to złoty łańcuszek z wisiorkiem w kształcie koniczynki w tym samym kolorze. W uszy włożyłam okrągłe, złote kolczyki, które mieniły się cudownie w słońcu. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam o niebo, a może i o dwa niż kilka godzin temu. Oczy miałam smutne, ale teraz muszę się do tego przyzwyczaić, że takie będą. Na stopy założyłam czarne szpilki z czerwonymi podeszwami, przez ramię przewiesiłam czarną torebkę ze złotymi wstawkami. 
Przy drzwiach spotkałam Amber. 
-O boże.-szepnęła.
-Coś nie tak?-skrzywiłam się, patrząc w doł, na swoje nogi.
-Cholera, jeśli dziś nie zagada do ciebie jakieś ciacho, to kupuję ci czekoladę!-mówiła zachwycona. Zarumieniłam się.
-Dziękuję-pocałowałam ją w policzek i wyszłam.
-Powodzenia!-krzyczała, gdy wychodziłam z furtki. Posłałam jej szeroki uśmiech.
-Czekolada to by mi się przydała teraz, albo najlepiej litr whiskey. -szepnęłam do siebie. Spojrzałam w górę. Był ładny dzień, około dwudziestu stopni na dworze. Głęboko odetchnęłam i uśmiechnęłam się, zamykając oczy. Wyjęłam z torebki telefon i zadzwoniłam pod poprawny numer, po czym po około pięciu minutach siedziałam już w taksówce.
*
Wyszłam z taksówki płacąc mężczyźnie za przejazd, na co on się uśmiechnął. Oczywiście odwzajemniłam ten uśmiech. Stanęłam przed ogromnym oszklonym budynkiem. Pewnym krokiem weszłam po schodach, po czym weszłam przez drzwi, które otworzył mi dobrze zbudowany, przystojny ochroniarz. Na plakietce miał napisane Cary. Ładne imię, pomyślałam, po czym skinęłam głową na znak podziękowania, na co on się ukłonił. Nie spodziewałam się takiego powitania. Poszłam przez długie lobby, po czym weszłam do szklanej windy i nacisnęłam numer 10. Cały budynek był utrzymany w kolorach szaro-biało-czarnych,co bardzo mi się podobało. Chyba jako jedyna w budynku miałam coś czerwonego, ale nie czułam się z tym źle, wręcz przeciwnie. Czułam się inna, bo taka właśnie byłam. 
Gdy winda się zatrzymała, podeszłam do biurka, przy którym siedziała rudowłosa sekretarka o nieziemsko zielonych oczach. 
-Przepraszam-powiedziałam niepewnie, na co dziewczyna podniosła wzrok na mnie. Była bardzo młoda.- Gdzie znajduje się biuro pana Barkera?
Dziewczyna wytłumaczyła mi wszystko, po czym podziękowałam jej serdecznym uśmiechem i ruszyłam we wcześniej wskazaną mi stronę. 
Delikatnie zapukałam do drzwi. Po głośnym "proszę" weszłam. 
-Dzień dobry, nazywam się Anabelle Forbes i chciałabym...
-Dzień dobry, dużo o pani słyszałem. -otworzyłam szerzej oczy. -Oczywiście same pozytywne rzeczy-uśmiechnął się, a mi kamień spadł z serca. Mężczyzna był może około trzydziestki, z blond włosami do ramion i szarymi oczami. Był niezły.
-A, to bardzo miło-nic innego nie mogło przejść mi przez gardło.
-Tak więc, kiedy możesz zacząć?-zapytał, a jego oczy błyszczały bystro. Byłam zdziwiona, zero papierów.
-Nawet dziś, jeśli to nie kłopot.-odezwałam się i poprawiłam marynarkę.
-Ależ skądże! Proszę za mną.-wstał. Był ubrany w garnitur w odcieniach szarości. Krawat był czarny. Poszedł przede mną, tym samym wykazując się dobrymi manierami, otworzył mi drzwi i pozwolił wyjść mi jako pierwszej.
-Dziękuję-szepnęłam. 
*
Siedziałam przy biurku, pracując ciężko. Co chwilę sprawdzałam pocztę internetową, czy przypadkiem nie dostałam żadnej wiadomości od Justina. Zero. Komórka nie dawała znaku życia. On nie dawał znaku życia. Dochodziła jedenasta. Nagle zadzwonił telefon. Podskoczyłam na krześle, po czym odebrałam telefon stojący na biurku.
-Biuro pana Barkera, przy telefonie Anabelle Forbes, w czym mogę pomóc?-już zdążyłam nauczyć się tego zdania. 
-Hej, Anabelle. Tu Barker, widzę, że szybko się uczysz-zaśmiał się-masz jakieś plany na lunch?
-Właściwie, to nie.
-To świetnie, wpadnę po ciebie o dwunastej, pokażę ci najlepszą knajpę w okolicy.
-Więc czekam-uśmiechnęłam się i odłożyłam słuchawkę, tym samym rozłączając się. 
*
Barker był punktualnie, to chyba cecha, której ja nigdy nie zdobędę. Przywitał mnie ciepło, z uśmiechem. Poszliśmy w stronę wind.
-A więc, co cię sprowadza do nas?-spytał.
-Praca, jak widać-zaśmiałam się. Kurde, nie wiedziałam, że będę dziś w tak dobrym humorze.- Już od jakiegoś czasu zastanawiałam się nad tym, ale jakoś nie było czasu. 
-Uważasz, że to praca dla ciebie?-uśmiechnął się i w tym momencie otworzyły się drzwi windy, wsiedliśmy do niej.
-Jasne, lubię pracować z ludźmi, uważam, że to idealna praca dla mnie.-posłałam mu urocze spojrzenie. 
-To się okaże.-puścił mi oczko. 
Drzwi windy otworzyły się i znaleźliśmy się w lobby. Wyszliśmy z budynku, którego wybudowanie musiało kosztować z miliard. Szliśmy przez miasto, mijając ludzi, aż w końcu znaleźliśmy się w ChinaYum.
-Lubisz chińszczyznę?-spytał mój szef.
-Uwielbiam!-cieszyłam się jak dziecko. Już jako mała dziewczynka lubiłam chińskie jedzenie. 
Usiedliśmy przy okrągłym stoliku i opowiadaliśmy sobie nawzajem kawały, śmiejąc się do łez. Zjadłam swoją porcję sushi i byłam najedzona. Barker również już skończył jeść.
-To wspaniałe móc pracować u pana, panie Barker.-zaczęłam, gdy wracaliśmy.
-Proszę, mów mi po imieniu. Jestem David.-podał mi rękę, na co ją uścisnęłam.
-Mnie już chyba znasz-powiedziałam sztucznie złym głosem, na co oboje zaczęliśmy się śmiać. 
Przed budynkiem zobaczyłam stojące Ferrari 458 Italia. Serce zaczęło mi bić jak szalone, a łzy same cisnęły się do oczu. W środku siedział ON. Mój Justin. Stanęłam jak słup soli i wpatrywałam się w niego, obok mnie stał Barker. Nagle złapałam kontakt wzrokowy z Justinem. Z moich oczu prawie poleciały łzy.
-Hej, co jest?-spytał David wyraźnie się martwiąc.
-To... to nic, chodźmy.-ostatni raz spojrzałam na Justina, nasze oczy się spotkały. W jego oczach był ból. Poszłam pewnym krokiem za Davidem w stronę wejścia i wciąż czułam na sobie jego wzrok. Podziękowałam Barkerowi za super lunch i za dobrą zabawę, po czym poszłam do swojego boksu. Zajęłam się pracą, by chociaż na chwilę nie mieć go przed oczami. Z mojego telefonu wydał się dźwięk.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Mamy dwudziesty :) 
Mam nadzieję, że wam się podoba. Przepraszam, że tak długo nie pisałam. 
I jak widać, poniosła mnie wena, więc ten jest o wiele dłuższy niż poprzednie. 
Jesteście najlepsi! 
Ten rozdział dedykuję Justynie, która bardzo mi pomogła ! <3 

poniedziałek, 2 listopada 2015

rozdział dziewiętnasty

Perspektywa Justina
Jechałem samochodem i miliony myśli przebijały mi się przez głowę. Najlepsze i najgorsze scenariusze były w moim umyśle, nie potrafiłem ich wygonić. Wiedziałem, że muszę tam być szybko. Nie zważałem na policję i inne takie. Dla mnie najważniejsza była ona- moja Anabelle. Odpaliłem papierosa i zacząłem płakać. Narastała we mnie złość. W radiu leciała nasza piosenka.
Perspektywa Anabelle
Robert już spał, a ja zaczęłam płakać. Poszłam do kuchni po coś do picia, byłam jeszcze trochę pijana i się chwiałam na wszystkie strony. Żałowałam jak cholera. Ale co ja powiem Justinowi? 
Z ręki wypadła mi szklanka , którą trzymałam i się rozbiła o kafelki.
-Szlag! - zaklęłam pod nosem. Modliłam się, by Robert się nie obudził. Jak Justin go zobaczy, to go zabije!
Poszłam po cichu do sypialni, Robert spał. Na szczęście. Jedno dobre chociaż. 
Skierowałam się w stronę łazienki w celu wzięcia prysznica. Czułam się taka niesamowicie brudna, fuj! 
Woda spływała po moim nagim ciele, brudnym ciele. Mimo, iż się umyłam, wciąż czułam się brudna. Usiadłam na kanapie i zaczęłam płakać.
Perspektywa Justina
Podjechałem pod wskazany mi wcześniej adres z nadzieją, że znajdę tu Anabelle. 
Wysiadłem z samochodu i stanąłem przed domem z numerem 28. Nie zastanawiając się, zapukałem szybko i nerwowo w drzwi. Po pierwszym razie nikt mi nie otworzył, więc wciąż pukałem.
 W końcu się udało, drzwi przede mną się otworzyły, a przed nimi stała Anabelle, zapłakana Anabelle. Od razu podszedłem do niej i ją mocno przytuliłem. Niekontrolowanie z moich oczu wypłynęły łzy, stęskniłem się za nią, na prawdę. Jej twarz była mokra od łez, a makijaż cały rozmazany. Gdyby ktoś ją tak zobaczył, pomyślałby, że to wariatka, ale dla mnie nawet w takiej postaci była najpiękniejsza.
Nagle z domu wyszedł mężczyzna, od razu połapałem się, o co tu chodzi. 
-Kto to?-powiedział mężczyzna do Anabelle.
-Raczej to ja powinienem spytać, kim ty jesteś -odpowiedziałem z wściekłością .
Anabelle patrzyła na nas wciąż płacząc. 
-Ja? Może lepiej spytasz się tej dziewczyny, hm?- powiedział mężczyzna, na co ja nie wytrzymałem i uderzyłem go w twarz. Widziałem wyraz twarzy Anabelle. Była przerażona.
-Idź do samochodu-rzuciłem do niej bez żadnego wyrazu. Dziewczyna posłuchała, spuściła głowę i wsiadła do samochodu.
-Kim ty jesteś, co? Przychodzisz do mojego domu i myślisz, że co? Kim ty w ogóle jesteś?!
-Chłopakiem tej dziewczyny.-odpowiedziałem chłodno. 
-No to fajną masz dziewczynę, ci powiem bracie.-nie wiedziałem o co chodzi, więc zrobiłem pytającą minę. - Która się puszcza .- uśmiechnął się. Uderzyłem go drugi raz, byłem gotów walczyć o nią, chociaż może i mówił prawdę. Byłem gotów walczyć o moje serce, jakim ona była.
Mężczyzna dotknął policzka, który trochę już spuchł i spojrzał na mnie z uśmiechem. 
-Przemocą nic nie zdziałasz, a ty bardziej nie ukryjesz prawdy.- i wszedł do domu, zamykając za sobą drzwi. Spuściłem głowę. Odwróciłem się i poszedłem do samochodu. Anabelle siedziała przestraszona na miejscu pasażera. 
-Chyba musimy sobie porozmawiać, co? -powiedziałem, odpalając papierosa i włączając silnik. Chyba wiedziała, o czym. Wiedziała, że się dowiedziałem, wiedziała to. Bała się. Bała się , że tym razem ją zostawię. 
Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer,
-Amber?- powiedziałem wyciągając papierosa z ust.
-Tak, Justin co się stało?
-Nic, dzwonię, by powiedzieć, że zguba się znalazła, później zadzwonię, cześć.-pożegnałem się i nacisnąłem czerwoną słuchawkę, rzucając telefon gdziekolwiek. 
Perspektywa Anabelle
Kiedy tylko zobaczyłam, że Justin rozmawia z Robertem, wiedziałam, że to już koniec. Nie mogę go stracić, on jest ojcem mojego dziecka. 
-Anabelle!-usłyszałam już w domu, wołał mnie. Iść czy nie iść. Kurde, muszę.
-Tak?-weszłam do salonu. Chłopak popijał whiskey i palił papierosa za papierosem. 
-Siadaj.-usiadłam, jak chciał.- Po pierwsze : jesteś w ciąży do cholery, więc dlaczego pijesz?! Zabijesz to dziecko kiedyś ! -krzyczał, serio krzyczał. W jego oczach zbierały się łzy, wstał z kanapy, bałam się go, wciąż  krzyczał. Nie byłam w stanie wydusić ani jednego słowa.
-Nie wiedziałam-wydukałam przez łzy.
 -Dobra, raz się zdarzyło, okej, mogłaś nie wiedzieć. A druga sprawa -wiedziałam , co chce powiedzieć. -to wczorajsza noc. Szukaliśmy cię cały czas, a ty się puściłaś z jakimś facetem?!
-Justin, ja cię kocham!-płakałam.
-Haha, litości!-śmiał mi się prosto w twarz, mimo, że miał łzy w oczach.- Gdybyś kochała, to byś nie zdradziła. Wiesz co, dobra może i by było okej, gdybyś kurwa mać nie była w ciąży! Teraz nie jestem pewien, czy to moje dziecko, skoro się znowu puszczasz. 
-Ale to nie tak!-krzyknęłam.
-A jak? Zaprosił cię na kawę do domu, bo w barze za dużo ludzi? -śmiał się , a ja coraz bardziej płakałam. Dusiłam się swoimi łzami.
-Wiesz co, rób sobie co chcesz, mnie to już nie interesuje. - wstał i wyszedł z domu. Przez okno widziałam, jak wchodzi do samochodu, dopija whiskey, wyrzuca szklankę przez okno i jak się ona zbija, odpala papierosa i rusza z piskiem opon nawet nie oglądając się. 
Zaczynam płakać. Czy on właśnie mnie zostawił?
Ten, który obiecywał, że będzie zawsze mimo wszystko? 
Justin odszedł.
Kurwa, co ja zrobiłam...

--------------------------------------------------------------------------------------------
Mamy dziewiętnasty ;) Jak wam się podobał? 

czwartek, 6 sierpnia 2015

rozdział osiemnasty

Perspektywa Amber
Tańczyłam jeszcze dość długo, zanim zorientowałam się, że Anabelle nie ma z nami.Wyrwałam się z objęć chłopaka i podeszłam szybkim krokiem do baru, szukając barmana.
-Przepraszam!-krzyknęłam dość głośno i pijano.
-Tak?-barman uśmiechnął się do mnie, polerując kieliszki do wódki.
-Widziałeś może moją przyjaciółkę? Była tu, piła drinki. O, moja torebka!-byłam przerażona z powodu Anabelle, ale także rozbawiona swoim stanem.
-Blondynka?
-Tak! Wiesz może gdzie jest?-ręce mi drżały, więc wypiłam drinka.
-Była tu niedawno, ale wzięła z twojej torebki papierosy i zapalniczkę i wyszła mówiąc, że zaraz przyjdzie i że mam się nie martwić, bo to twoja torebka.
-Jezus Maria! Nie widziałeś w którą stronę poszła?
-Wyszła z klubu.
-Dziękuję!-krzyknęłam łapiąc za torebkę i udając się chwiejnym krokiem do wyjścia.
Kiedy otworzyłam drzwi, zimny wiatr powiał mi w oczy. Szukałam wzrokiem przyjaciółki, ale nie mogłam jej nigdzie znaleźć. Nagle zobaczyłam kogoś dość wysokiego, brunet, nieźle zbudowany, przystojniak.
-Justin!-zawołałam chłopaka ze łzami w oczach.
-Co jest?-podszedł do mnie i był wyraźnie zdziwiony moim stanem psychicznym i fizycznym. Nie stałam za prosto. Jego źrenice były wielkości główki od szpilki, a białka miał przekrwione. No nie. Zignorowałam jego stan i zaczęłam mówić.
-Byłam z Anabelle w klubie, poszłyśmy się rozerwać po tym wszystkim, co się stało i ogólnie się napić. Poszłam na parkiet, by tańczyć. Ona została przy barze, a potem...-zaczęłam płakać.
-A potem?!-Jus był wyraźnie zdenerwowany i smutny, widać było, że się martwił, mimo, że ją tak traktował.
-A potem podeszłam do baru i już jej nie było. Barman powiedział, że wyszła tylko na papierosa, ale nie wróciła do teraz, a poszła może z pół godziny temu.-z moich oczu lały się łzy.
-Cholera! Gdzie mogła pójść?-Justin był załamany.
-Nie wiem, wydaje mi się, że ona nie poszłaby nigdzie sama, chociaż była w takim stanie...
-Czyli?! Czy ona coś piła?
-Była smutna cały czas, nie mówiła mi tego, wypierała się, ale ja to widziałam. Nie wiem, byłam na parkiecie.
Justin wyjął z kieszeni kluczyki, otworzył swój samochód i szybko mówiąc "wsiadaj" odpalił silnik.
-Justin, ale gdzie my jedziemy?-pytałam przez łzy.
-Po Anabelle.-w jego oczach widziałam złość i smutek. Nie wiedziałam co dokładnie czuje, tym bardziej, że jest pod wpływem, więc nic nie mówiłam.
Perspektywa Anabelle
Chciałam wysiąść, próbowałam mówiąc, że muszę się przewietrzyć, zapalić, nawet mówiłam, że muszę załatwić potrzebę, ale on wciąż patrzył na mnie wzrokiem bez wyrazu i odpowiadał ciągle "już niedaleko". Bałam się. Cholera, co ja teraz zrobię?
Po około piętnastu minutach dojechaliśmy. Wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się. To była jakaś dzielnica, kilka psów szczekało, robiąc hałas. Słyszałam sowy i wilki. Bałam się.
Chłopak zamknął drzwi od samochodu i zaprowadził mnie do domu. 28 Sugar Street. Weszłam do skromnie wyglądającego domku, zupełne przeciwieństwo naszego domu. Szłam korytarzem powoli, patrząc na swoje buty.
-Jak masz na imię?-spytałam nie podnosząc nawet głowy.
-Robert.-podniosłam głowę i uśmiechnęłam się jak najbardziej sztucznie. Był to brunet z zarostem, męski i przystojny.
Byłam pijana, głowa mnie bolała, chciałam nie myśleć o Justinie, ale nie mogłam.
-Napijesz się czegoś?-spytał, kiedy usiadłam w salonie na kanapie.
-Tak, poproszę.
-Wódka ?-uśmiechnął się. Wiedziałam, że muszę odmówić alkoholu...
-Tak-ale nie umiałam.
Piliśmy i rozmawialiśmy głośno się śmiejąc, byłam ostro pijana.
-Idę spać, dobranoc.-rzuciłam szybko i zaczęłam się śmiać, po czym rzuciłam się na łóżko wygodnie i przytuliłam się do poduszki.
-Chcesz spać w ubraniach? Pognieciesz sukienkę.-rzekł Robert.
Po chwili powiedziałam niewyraźne "masz rację" i się uśmiechnęłam. Nie panowałam nad tym, co robię. Zdjęłam z siebie sukienkę i szpilki ze stóp i położyłam się. Po chwili poczułam, że ktoś kładzie się obok mnie. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam jego twarz, taką niesamowicie poważną i męską. Uśmiechał się do mnie, zrobiłam to samo. Przytulił mnie, a ja nawet nie zareagowałam. I od tego się zaczęło. Nie panowałam nad sobą i było mi już wszystko jedno, zapomniałam nawet, że jestem w ciąży. Wtedy było mi już wszystko jedno.
Perspektywa Justina
-Szukaliśmy jej wszędzie, gdzie ona może być?-powiedziała Amber przez łzy. Narkotyki już ze mnie zeszły i nie potrzebowałem ich teraz. Teraz liczyła się tylko Anabelle.
-Nie wiem.-powiedziałem gasząc silnik pod domem i wychodząc z samochodu. Była już 7:46. Cholera. Wyjąłem paczkę fajek z kieszeni i odpaliłem jedną.
-Mogę?-wydukała przez łzy Amber. Podałem jej papierosa i patrzyłem jak się zaciąga. Fajnie to robiła, ale nie lepiej od Anabelle.
Spaliliśmy papierosy w ciszy, po czym weszliśmy do domu. Amber poszła do siebie i zaczęła płakać. Ja poszedłem do naszego pokoju i spojrzałem na nasze zdjęcie. Łzy napłynęły mi do oczu. Położyłem się do łóżka. Zasnąłem.
Rozbudził mnie dźwięk telefonu, znów SMS. Cholera, znowu pewnie Harry albo Igor, spać nie dadzą. Była godzina 10:00. Spojrzałem na wiadomość, nieznany numer, pewnie pomyłka. Przeczytałem wiadomość.
28 Sugar Street
/Anabelle
Zignorowałbym tę wiadomość, gdyby nie ten podpis. Anabelle. Byłem gotowy do wyjścia po pięciu minutach, dosłownie.
-Co ty robisz?-spytała zaspana Amber.
-Jadę coś załatwić, idź spać, nie martw się.
-A Anabelle? Gdzie ona jest?-Amber była przerażona i załamana.
-Nie wiem.-spuściłem głowę i wyszedłem z domu. Wsiadłem do samochodu i odpaliłem silnik.-Już jadę kochanie-spojrzałem na jej zdjęcie. Ruszyłem z piskiem opon na 28 Sugar Street.


-------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej miśki! Jak tam u was? Jak Wam mijają wakacje?:)
Mamy osiemnasty, mam nadzieję, że Wam się podobał <3 
Jak myślicie, co stanie się dalej? 

wtorek, 26 maja 2015

rozdział siedemnasty

Byłam szczęśliwa. Byłam szczęśliwa jak nigdy w życiu. Ja matką?  Ciężko mi w to uwierzyć.
-Będziemy mieli dziecko- powiedział Justin mocno mnie przytulając.
-Wiem- szepnęłam do niego wtulając się w jego klatkę piersiową. Odprężyłam się, kiedy poczułam jego perfumy. Delikatnie odsunęłam sie od chłopaka patrząc na niego wilgotnymi od łez oczami.
-Justin - zaczęłam- a co będzie z dzieckiem ?- powiedziałam cicho, a on zrobił zdziwioną minę nie wiedząc o co chodzi.- Jestem chora Justin.- wytłumaczyłam narzeczonemu. On spuścił głowę, po czym odpowiedział.
-Kochanie nie jesteś chora.
-Ale lekarz...
-Lekarz...- przerwał mi. -lekarze często mają złe wyniki. To pewnie nie twoja karta pacjenta.
-Skoro lekarze mają często złe wyniki, to może ja nie jestem w ciąży, hm?-powiedziałam z grymasem na twarzy.
-W ciąży czy nie, i tak cię kocham. A po drugie , byliśmy u ginekologa. On się nie myli. -puścił mi oczko, na co ja przewróciłam oczami i walnęłam go w ramię.
-Justin. Ja jestem chora. -powiedziałam ze smutkiem.
-Na głowę to już dawno skarbie- droczył się ze mną. Pierwszy raz. Dobrze mu to wychodziło.
-Ech. Nie bierzesz tego na serio.- odwróciłam sie do niego plecami i założyłam ręce na piersiach.
-Nie. Po prostu wiem że nie jesteś chora.
-Jestem.
-Kochanie. Aniele. Nie jesteś. I błagam cie, nie mów tak.
-No dobra. -uśmiechnęłam sie do szatyna I poszłam do kuchni coś zjeść.
Perspektywa Justina
Nie mogę w to uwierzyć że będę ojcem. Mam nadzieje że dam sobie radę i sprawdzę się w roli ojca. Kocham Anabelle I zrobię dla niej wszystko. Moje życie nabiera coraz to większego sensu. Codziennie wieczorem chce mi się iść spać, bo wiem , że gdy się obudze,  Anabelle będzie przy mnie. Mam dla kogo żyć. W końcu.
***
Zjadłam płatki czekoladowe na mleku i poszłam do łazienki, by wziąć prysznic. Kiedy już odkręcałam wodę stwierdziłam, że wezmę kąpiel. Nalałam wody do wanny i zrobiłam dużo piany. Uwielbiałam takie kąpiele.
Siedziałam w wannie dobre pół godziny, bo Justin co chwile pukał do drzwi i pytał jak się czuje. To słodkie. Po odprężającej kąpieli ubrałam się, pomalowałam, uczesałam sie w koka I wyszłam z łazienki. Poszłam do pokoju mojego i Justina. Kiedy tam weszłam , przeraziłam się.
Justin siedział na łóżku i palił jointa.
-Co ty do cholery robisz ?-powiedziałam niezbyt miłym tonem.
-A co?-odwrócił się do mnie. Jego źrenice były niewyobrażalnie małe, a białka czerwone. Byłam zaskoczona. -Nie mogę ? To mój dom. -uśmiechnął się i wziął bucha. Podeszłam do niego i zabrałam mu skręta.
-No to chyba wystarczy. -uśmiechnęłam sie I odgasiłam go. Chłopak sie zdenerwował.
-Cholera jasna! Nawet sobie zapalić nie można ! Co z ciebie za kobieta ?!- krzyczał. Byłam przerażona. Co z nim nie tak ?
- Co z tobą nie tak ? Dopiero co dowiedzieliśmy się ze będziemy rodzicami, a ty sobie siedzisz i jarasz? Nie mogę w to uwierzyć. -złapałam sie za głowę.
-Pieprzona egoistka! Będę robił co mi się będzie podobało, a tobie nic do tego!- uśmiechnął się do mnie po chamsku i wstał. Moje serce podeszło mi do gardła i gwałtownie przyspieszyło.
-Justin, ale...-próbowałam rozładować atmosferę.
-Jakie "ale"? Nie chce mi się z tobą gadać. Wychodzę niedługo. Nie wiem kiedy wrócę. - odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju. Otworzyłam okno. Zapach marihuany przyprawiał mnie o mdłości. Fuj. Z moich oczu popłynęły łzy. Odwracając sie zauważyłam na łóżku telefon Justina. Usiadłam na łóżku i odblokowałam go widząc nową wiadomość. Wiem , że to nie fair , ale jesteśmy parą i mam do tego prawo. Otworzyłam SMS i zamarłam. Dostał dwie wiadomości. Jedna od Harry'ego, a druga od jakiegoś nieznanego numeru. Otworzyłam tę od Harry'ego. "Bedziesz miał dziecko. No to dzisiaj popijemy. Gratulacje bracie!" hmm. To miłe z jego strony że się cieszy z naszego szczęścia. Otworzyłam drugiego SMS. Zamarłam. "No to dzisiaj się widzimy kotku. Nie mogę się już ciebie doczekać tygrysie:*". Rozpłakałam sie jeszcze bardziej. Usłyszałam jak Justin wchodzi po schodach, więc szybko zablokowałam telefon i odłożyłam na miejsce. Wstałam z łóżka i podeszłam do otwartego okna. w tym momencie do pokoju wszedł Justin.
-Gdzie jest mój telefon?- spytał zły.
-Pewnie tam gdzie go odłożyłeś. -odparłam Nawet sie nie Odwracając.
-Może tak grzeczniej?
-Idź już. -westchnęłam.
-Bo Co? -podszedł do mnie.
-Bo jakiś samochód stoi pod domem i jakiś palant się tu gapi. -odpowiedziałam.
-To nie jest palant rozumiemy się? -złapał za mój podbródek. Wyrwałam się. Nic nie odpowiedziałam. Chłopak odwrócił się ode mnie. Wychodząc z pokoju otworzył szufladę w komodzie i wyjął z niej małą folię z czymś białym w środku. Nie. On oszalał. Na progu odwrócił sie do mnie i uśmiechnął z pogardą na ustach. Nie mogłam tego znieść. Położyłam się na łóżku i zasnęłam.
Obudziłam sie o jakiejś 20, gdy Amber była już w domu.
-Jak ty wyglądasz Anabelle ?-podeszła do mnie. -jesteś cała rozmazana.
-Amber. Idziemy do klubu ?- spytałam ot tak.
-No jasne!- ucieszyła się.
-Świetnie. ja idę się ogarnąć. Ty też się ogarnij.-wyszłam z pokoju.
Byłam gotowa po godzinie. Justina wciąż nie było. Wyszedł około 15. Cholera. Zadzwonić czy nie ? Nie dzwonie.
-Czekam na dworze!- krzyknęłam do przyjaciółki wychodząc z domu i wybierając numer na taksówkę.
Po pięciu minutach Amber wyszła z domu. Paliła papierosa.
-Ty palisz ?- zdziwiłam się.
-No jasne. Chcesz ?- uśmiechnęła się.
-A daj.- wyjęła paczkę papierosów i wręczyła mi jednego oraz podała zapalniczke. Odpaliłam szluga I zaczęłam palić. Smakowało mi to. Po kilku dymach trochę zakręciło  mi się w głowie ale było okey. Spaliłam i akurat pojechała taksówka. Wsiadłyśmy do niej i pojechaliśmy w stronę klubu.
Perspektywa Justina
Wyszedłem z domu bo już nie mogłem patrzeć na to , że ciągle jej coś nie pasuje. Może i nie powinienem był tego robić, ale co teraz zrobię ? Nie będę jej przepraszać. Nie teraz.
-Jak tam wam się układa ?-spytał mnie Harry nalewając kolejnego drinka. Paliłem jointa i było mi dobrze. Uciekłem od problemów. Ale nie mogłem przestać  myśleć o Anabelle.
-A jakoś leci.- odpowiedziałem mu, po czym wziąłem łyka drinka.
-Anabelle jest w ciąży, nie?-spytał Igor, który też tam był.
-Tak jest.- uśmiechnąłem sie.
-No, ciekawe z kim-powiedział ktoś z innych gości, których nie znałem. Wszyscy razem ze mną zaśmiali się głośno.
-Justin. A tak ogólnie. Macie z Anabelle jakieś tajemnice?-spytał Igor.
-Mówimy sobie wszystko. -wziąłem bucha jointa.
-Ale jednego na pewno ci nie powiedziała. -powiedział Harry.
-Co ? Czego ?- zdziwiłem się.
-Jakie są między nami relacje. A raczej były. - puścił mi oczko, na co ja wziąłem łyka drinka i oparłem się wygodnie na kanapie.
-No to zamieniam się w słuch.- odpowiedziałem, a Harry uśmiechnął się do mnie.
***
Piłam drink za drinkiem. Śmiałam sie z Amber chociaż nie było mi do śmiechu. Alkohol robił swoje.
-Musze iść do łazienki -odparłam kiedy jakiś chłopak poprosił moją przyjaciółkę do tańca.
-Okey. My będziemy na parkiecie.-powiedziała a Chłopak uśmiechnął się delikatnie.
-Okey. -Wstałam I udałam się w stronę toalety.  Mijałam na maksa pijanych ludzi, którzy nie mogli nawet gadać.
Wychodząc z łazienki wpadłam na kogoś. Przeprosiłam za incydent i poszłam dalej. Było mi duszno. Postanowiłam wyjść się przewietrzyć. Amber tańczyła z nowo poznanym chłopakiem. Wzięłam z jej torebki papierosa i zapalniczke. Byłam ostro pijana.
-Przepraszam , ale ta torebka jest tamtej dziewczyny. Proszę ją zostawić.- powiedział barman.
-To torebka mojej przyjaciółki, Amber. Tańczy tam z kolegą. Biorę tylko dwie rzeczy. Proszę się nie martwić. -odpowiedziałam uśmiechając sie do przystojnego barmana.
-Nie ma sprawy. Wie pani, różne się tu osoby kręcą.
-Jaka pani ? Jestem Anabelle -podałam mu rękę, a on ją uścisnął.
-Jaden miło mi.
-Mnie również. A teraz przepraszam, muszę na chwile wyjść.
Zmierzałam do wyjścia. Chłodny wiatr sprawił , że alkohol działał jeszcze bardziej intensywnie. Odpaliłam papierosa. Kurde smakuje mi to. Po chwili pod Klub podjechało czarne Audi. Papieros mi sie tlił. Co chwilę wkładałam go do ust i zaciągałam się dymem, po chwili go wypuszczając. Facet z Audi wysiadł i stanął obok mnie.
-Masz może ognia ?-spytał.
-Jasne.-podałam mu zapalniczke. Miał blond włosy I chyba niebieskie oczy. Był mojego wzrostu w szpilkach. Przystojny. Bardzo.
-Dziękuję -odparł oddając mi ognia.
-Cała przyjemność po mojej stronie.-uśmiechnęłam sie.
-Ładne Auto. -powiedziałam zaciągając sie.
-Chcesz sie przejechać ?-spytał uśmiechając się.
-No jasne.-odparłam uśmiechając sie i depcząc papierosa. Chłopak zrobił to samo ze swoim , po czym zaprowadził mnie do drzwi, otworzył mi je, a nawet je za mną zamknął. Gentleman. Usiadł na miejscu kierowcy i odpalił silnik. Właśnie wtedy zaczęło do mnie docierać, co właściwie robie.
---------------------
hej hej kochani ! mamy siedemnasty!  podobał wam się ? przepraszam za opóźnienie ale byłam na "urlopie" w Irlandii. ♡☆
komentujcie czy wam się podobało.
dziękuję wszystkim którzy czytają mojego bloga. dziękuję wam! jesteście najlepsi!

poniedziałek, 4 maja 2015

rozdział szesnasty

Siedziałam na łóżku rozmyślając nad tym , co Amber powiedziała Justinowi. Cholera , a jeśli to prawda ? W tym wieku chce jeszcze się bawić , chodzić na imprezy. Nie, to niemożliwe.
-Hej kochanie- powiedział szatyn siadając obok mnie na kanapie w salonie.
-Cześć.-odpowiedziałam obojętnym tonem wciąż myśląc.
-Coś sie stało ?
-Nie- próbowałam uśmiechać się jak najbardziej naturalnie.
-Nie okłamuj mnie.-szepnął mi do ucha. Byłam zdziwiona. -Wiem że coś się stało.
-Nie , naprawdę. Tylko kręci mi się w głowie. To wszystko.-odpowiedziałam na jednym tchu nawet nie zastanawiając się co mówię.
Perspektywa Justina
Anabelle potrzebuje miłości. Potrzebuje kogoś, kto ją będzie kochał nad życie i traktował jak księżniczkę. Bardzo ją kocham. Muszę ją zabrać do lekarza i dowiedzieć się czy faktycznie ona jest w ciąży. Chciałbym być ojcem ale jestem młody. Nie wiem czy jestem gotowy na coś takiego.
Perspektywa Anabelle
-Przejedziemy sie gdzieś ?-zapytał mnie Justin podczas obiadu.
-Ale gdzie ?
-Nie wiem.
-No... no dobrze możemy się przejechać. -Szatyn uśmiechnął sie do mnie, a ja mogłam zauważyć troche smutku w jego oczach.
           ***
Jechaliśmy z Justinem po ulicach pełnych mijających nas samochodów. Oparłam się o siedzenie i zamknęłam oczy. Szum przejeżdżających aut i dźwięk wiatru sprawiły że zasnęłam.
Perspektywa Justina
Anabelle zasnęła w samochodzie. Może to i lepiej bo nie wiedziała dokąd ją zabieram. Jeśli się na mnie wydrze i mnie rzuci- pogodzę się z tym. Będzie ciężko ale jakoś będę musiał to znieść. Ja się o nią martwię. Chce dla niej jak najlepiej. Boje się trochę ją budzić , nie wiem jak zareaguje. Cholera, musze to zrobić.
Perspektywa Anabelle
Obudziło mnie delikatne dotykanie mnie po policzku.
-kochanie obudź sie.-szepnął Bieber. otworzyłam powoli oczy i przetarłam je. Ziewnęłam i usiadłam w normalnej pozycji siedzącej. Spojrzałam przed siebie. Ginekolog?! Czy on oszalał ?! Wysiadłam z samochodu i od razu zwróciłam mu uwagę.
-Co ty sobie do jasnej cholery wyobrażasz?!-krzyknęłam na niego, a on wcale nie wydawał się być zdziwiony moją reakcją.-Po Co mnie tu zabrałeś, co?!
-Do lekarza. Proste. -parsknął śmiechem. Wymierzyłam mu mocny policzek. Spojrzał na mnie złym wzrokiem, jakim jeszcze nigdy na mnie nie patrzał. Cholera. Zakryłam usta dłonią, a z moich oczu pociekły łzy. Podeszłam do chłopaka i przytuliłam go.
-Przepraszam -szepnęłam dusząc się łzami. Odsunęłam się od niego, by go pocałować,  ale on odwrócił głowę w druga stronę.
-Chodź lepiej a nie.-warknął. Spuściłam głowę i posłusznie jak pies poszłam za nim wycierając łzy rękawem bluzki.
-Anabelle Forbes do doktora Feel.
-Tędy proszę -kobieta przy recepcji uśmiechnęła się szeroko do nas i zaprowadziła nas pod gabinet lekarza. Kobieta odeszła,  kiedy Justin uśmiechnął się do niej i powiedział "dziękuję".
-Wchodzę z tobą. -powiedział twardo. Jego policzek wciąż był czerwony. Jak ja mogłam mu to zrobić ? Spuściłam głowę.
-Dlaczego ?-spytałam niepewnie.
-Bo tak!-prawie krzyknął. Z moich oczu poleciały łzy. Dlaczego on na mnie krzyczy?
-Dobrze.-wytarłam łzy rękawem. Justin otworzył mi drzwi i weszliśmy. Usiedliśmy na krzesłach.
-Słucham?-powiedział starszy pan poprawiając na nosie swoje okulary.
-Chciałabym...-zaczęłam.
-Chcielibyśmy wiedzieć, czy moja narzeczona jest w ciąży. -powiedział Justin miłym głosem. Co?! Cholera. No to super.  Uśmiechnęłam sie słabo I zwiesiłam głowę patrząc na kolana.
Po badaniu lekarz dał nam mała karteczkę, złożoną na pół. Z jego twarzy nie można było nic wyczytać.
-A może...-zaczęłam niepewnie-otworzymy ją w domu?-lekko się uśmiechnęłam.
-Dobrze. Jak chcesz. -odparł już milej.

W domu nastał ten moment. Siedzieliśmy z Justinem w salonie. Byliśmy sami w domu, Amber poszła pewnie do jakiegoś chłopaka którego poznała na plaży. Normalne.
Siedzieliśmy na kanapie. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam karteczkę. Na niej było prześwietlenie i dopisek.
-Justin...-zaczęłam.
-Tak?-spojrzał na mnie tak jak zawsze na mnie patrzał. Jakbym była jego całym światem,  a nie wrogiem. Wzięłam jeszcze jeden głęboki oddech. Justin się spiął.
-Jestem w ciąży. -spojrzałam na niego, a x moich oczu popłynęły łzy. Szybko wstałam, po czym Justin zrobił to samo. Przytulił mnie tak mocno jak chyba nigdy, ale nie przeszkadzało mi to, że nie mam tak wielkiego dostępu do tlenu. On był moim tlenem. On i nasze dziecko. Chociaż... czy aby na pewno "nasze"?
-----------------------------
Mamy szesnasty! Mam nadzieje ze wam się podobał :) 
5 komentarzy -> next

poniedziałek, 16 marca 2015

rozdział piętnasty

Justin powoli podszedł do telefonu. Zamarłam. I co teraz ? Justin podniósł telefon i nacisnął zieloną słuchawkę.
-No siema.-uśmiechnął się pod nosem do mnie a ja zmusiłam się do sztucznego uśmiechu. Nic nie słyszałam. Wyszłam z pokoju. Nie mogłam tego słuchać. Zamknęłam się w łazience. Zaczęłam płakać. I co ja teraz zrobię ? Jeśli Justin się dowie to będzie źle. Siedziałam pod ścianą myśląc nad całą sytuacją. Nagle zrobiło sie czarno. Zasnęłam.
Obudziło mnie głośne walenie w drzwi. Bo to nie było pukanie.
-Anabelle wychodź do cholery!-Justin był niewątpliwie zły. Powoli otworzyłam oczy i się przeciągnęłam. Byłam zdezorientowana. Po chwili przypomniałam sobie wszystko. O boże. Otworzyć czy nie ? Boję się do cholery. A co jeśli Justin jest zły na mnie i dowiedział się o wszystkim i teraz chce mi coś zrobić ? o boże. Nie mogłam powstrzymać łez.
-Anabelle kurwa! -zapłakana podeszłam do drzwi i przetarłam oczy. Głęboko odetchnęłam I złapałam za zamek po czym go przekręciłam tym samym otwierając drzwi. Justin od razu złapał za klamkę i gwałtownie otworzył drzwi patrząc na mnie. Moje serce podskoczyło mi dosłownie do gardła. Chłopak w jednej sekundzie przytulił mnie mocno do swojej klatki piersiowej a ja poczułam jego cudowne perfumy przy których się odprężałam.
Byłam spokojna.
-Co sie stało?-spojrzał na mnie zapłakanymi oczami. Rozpłakałam sie. Znowu płakał przeze mnie. boże.
-Nic.-odparłam obojętnie patrząc mu w oczy.
-Nie kłam. -spojrzał mi w oczy swoimi czekoladowymi oczami które były tak idealne...
-Nie kłamie. Źle się poczułam wiec poszłam do łazienki. -kłamałam ale nie do końca. Czułam się źle. Bolał mnie brzuch,głowa, było mi niedobrze. Skutek uboczny miłości lub nerwów ? nie wiem.
-Skoro mówisz prawdę to dobrze. Tylko-zaciął sie- dlaczego siedziałaś tu pół godziny?
-No wiesz.-pół godziny ?boże.-wzięłam kąpiel.
-Dobrze. Wierzę ci.- przytulił mnie do siebie a ja poczułam gilgotanie w brzuchu. Szkoda ze ja sobie nie wierzę ,pomyślałam.
Zeszliśmy do kuchni. Justin robił kurczaka. Nie chciało mi się jeść. w ogóle nic mi się nie chciało.
Siedzieliśmy w kuchni i jedliśmy posiłek. w pewnym momencie zrobiło mi się niedobrze i pobiegłam do łazienki. Zaczęłam wymiotować. Justin stał tuż za mną i trzymał moje włosy. Kiedy skończyłam rozpłakałam sie. Podniosłam głowę patrząc na szatyna. Był przerażony.
-Justin -wydukałam przez łzy -co mi jest? Ja nie chce tak. Wszystko mnie boli.
Chłopak przytulił mnie jednak ja nie przestałam płakać. Odsunęłam się nie chcąc pobudzić jego białej bokserki. Wyglądałam pewnie okropnie z tym rozmazanym makijażem.
Wykąpałam się i doprowadziłam się do normalnego stanu. Źle się czułam. coraz gorzej.
Poszłam do pokoju mojego i Justina. Na łóżku siedział Justin wraz z Amber. Siedzieli do mnie plecami wiec mogłam posłuchać o czym rozmawiają.
-Cierpię gdy ona cierpi. Cierpię jeszcze bardziej Amber.-on płakał.
-Wiem Justin. Te całe wasze przytulanki i w ogóle.
-Nie o to chodzi. Amber ja ją naprawdę kocham. Jak nikogo innego w całym moim życiu. Wszystkie dziewczyny odstawiałem na bok przez dragi. Ale ona... dzięki niej już nie biorę.
-Wiem Justin. wiem. zależy ci na niej.
-Jak na nikim innym... co jej jest ?
-Nie wiem co jej dolega więc nie jestem w stanie Ci powiedzieć. moja mama jest lekarzem i wiem trochę o różnych chorobach. Dopóki nie będę znała objawów to ci nic nie powiem.
-Hmm.-Justin pociągnął nosem.-Mówiła że źle się czuła ostatnio i dlatego zamknęła się w łazience na pół godziny.  A później...
-Justin mów! -Amber była zdenerwowana.
-A dzisiaj wymiotowała jak jedliśmy obiad.
- O boże. -Amber spuściła głowę.
-Wiesz co jej jest? -Justin spojrzał na Amber a ja odsunęłam się trochę by mnie nie zobaczyli. Nie widziałam ich. Tylko ich słyszałam.
-Obawiam sie ze tak.
-Powiedz mi! Proszę... błagam.
-Justin... Anabelle może być w ciąży.
I na tym sie zakończyło. Słyszałam że ktoś wstaje z łóżka wiec pobiegłam do łazienki i powoli otworzyłam drzwi. Byłam załamana. Ja w ciąży ? haha śmieszne.
-Hej-Amber dała mi buziaka w policzek.
-Hej-zrobiłam to samo.
-Jak sie czujesz ?- spytała patrząc mi w oczy.
-Dobrze dziękuję. -uśmiechnęłam sie.
Poszłam do pokoju gdzie siedział Justin.
-Hej kochanie -podeszłam i pocałowałam narzeczonego w usta.
-Cześć.
-Coś się stało ?-spytałam niby nie wiedząc o całej rozmowie.
-Nie.-uśmiechnął sie szeroko. Kurde czemu on musi być tak idealny? i dlaczego tak kłamie ? chyba uczy się od najlepszych...
-Jak sie...-zaczął .
-Jeśli spytasz jak się czuje to nie wiem co Ci zrobię -zaśmiałam się na co Justin się uśmiechnął. -Czuje sie Dobrze. Lepiej. -znów kłamałam.
W tym momencie położyłam się na łóżku na plecach patrząc na sufit. Zamknęłam oczy oddychając głęboko. Obok mnie położył się Justin. Pocałował mnie w policzek. Uśmiechnęłam się.
Perspektywa Justina
Kiedy usłyszałem od Amber ze Anabelle może być w ciąży to nie wiedziałem co mam zrobić. To tylko oczywiście przypuszczenie ale wole mieć pewność.  Dlatego tez zabieram Anabelle do lekarza. Musze to zrobić.  Dla jej dobra. Nie wytrzymałabym gdyby coś jej się stało.  Kocham ją nad życie. Oddał bym za nią swoje cholerne życie.
A jeśli ona naprawdę jest w ciąży...
Będę kochał to dziecko tak mocno jak jego matkę.

---------------------------------
No kochani mamy piętnasty!  Mam nadzieje ze wam się podoba:)
dziękuję wszystkim za czytanie mojego bloga i za komentarze. jesteście najlepsi!♡
jak myślicie ci będzie dalej? czy przypuszczenia Amber sprawdzą się? i czy aby na pewno Justin pogodzi się z faktem że jego narzeczona może być w ciąży?
zmniejszam liczbę komentarzy z wiadomych względów. :)

6 komentarzy -->next

środa, 4 marca 2015

rozdział czternasty

Po wypowiedzeniu tych słów szybko zakryłam usta dłonią.  Nie mogłam uwierzyć w to że to powiedziałam. Justin siedział oszołomiony wpatrując się we mnie.
-Justin ja...-zaczęłam patrząc mu w oczy.
-Nie. Nie mogę uwierzyć... Cały czas mnie oszukiwałaś?-spytał ostro.-Cały czas go kochałaś, a byłaś ze mną tylko dlatego, żeby o nim zapomnieć ?-to nie była złość.  to była furia. chociaż... w jego oczach pojawiły się małe kropelki. Jego oczy zaświeciły, po czym on spuścił głowę.
-Nie Justin. to nie prawda. -tłumaczyłam sie. wiem że tłumaczy się tylko winny ale nie miałam wyboru. musiałam to wyjaśnić.  nie kochałam Igora.
-Przestań w końcu gadać do cholery !-krzyknął na mnie. Znowu. Poczułam ucisk w sercu. Nie mogłam.  Wstałam z kolan Justina i wyszłam.  Wyszłam z domu. Do tej pory gdybym wyszła z domu bez powiedzenia gdzie idę i że dam sobie radę , Justin by za mną poszedł.  Ale nie tym razem. Nie szedł za mną.  Nawet nie patrzył przez okno. Nic. Totalne zero. Byłam załamana. Wciąż odwracałam sie I miałam nadzieję że zobaczę idącego w moją  stronę Justina. Nikogo nie było.  Było strasznie ciemno i cicho co sprawiało że gdy szłam obok lasu poczułam się nieswojo.  Było za cicho. Bałam się.  Nie było teraz przy mnie Justina który by mnie pocieszył. Przy nim niczego sie nie bałam.  Teraz jestem sama.
Zmierzałam w stronę klubu nocnego. Płakałam. 
Usiadłam przy barze. Zamówiłam sobie mocnego drinka. No dobra, Zamówiłam cztery. Byłam nieźle pijana. Wyszłam z klubu potykając się o własne nogi.
Stanęłam przy ulicy a z moich oczu wciąż wypływały słone łzy.  Usłyszałam głos silnika. Podniosłam głowę z nadzieją że zobaczę przed sobą czerwone porsche Justina. Nie. Przede mną stało czarne bmw. W środku siedział jakiś mężczyzna.  Podeszłam do okna gdy machnął ręką. 
-Wsiadaj mała.-powiedział z uśmiechem na twarzy.
-Co? ja?-pytałam śmiejąc się. alkohol robił swoje.
-No chodź. -miał słodki uśmiech.  Ale nie słodszy od uśmiechu Justina. W sumie nie myślałam o nim teraz.  Weszłam do samochodu zamykając za sobą drzwi.
Zatrzymaliśmy się przy jednym z niedużych domków. Wyszliśmy z samochodu i nieznajomy pomógł mi dojść do drzwi.
Usiadłam na kanapie i patrzyłam w górę na sufit który dziwnie się poruszał. 
-Czego się napijesz? -powiedział nieznajomy.
-Um. A co masz dobrego ?-uśmiechnęłam się.
-Wino albo coś mocniejszego.
-To ja poproszę wódkę.
-Już się robi.
Mężczyzna przyniósł mi kieliszek i całą butelkę alkoholu.
-Jak masz na imię ?-spytał nalewając mi wódki.
-Anabelle.-powiedziałam  bez żadnych emocji ,po czym wypiłam kieliszek.
-Piękne imię. -uśmiechnął się. Miał zielone oczy. Piękne. 
-A ty?-spytałam pijanym głosem.
-Harry.
-Ładnie.-uśmiechnęłam sie po czym wypiłam kolejny kieliszek.
Po żmudnej rozmowie przy alkoholu zrobiło się jakoś nudno.  Chciałam wracać do domu.  ale chwila... przecież ja jestem w domu. Dom jak dom.
-Gdzie jest łazienka ?-spytałam łapiąc się za brzuch.
-Pokażę Ci. -chłopak zaprowadził mnie pod same drzwi.
Weszłam do pomieszczenia i spojrzałam w lustro. Chciało mi się śmiać.  Ale nie mogłam. Patrzyłam na swoje odbicie i... zaczęłam płakać.  Tylko to mogłam w tym momencie zrobić.  Mój makijaż był całkowicie rozmazany. Delikatnie zmyłam zbędną część makijażu. Wyszłam z łazienki zamykając za sobą drzwi. Idąc korytarzem ktoś złapał mnie za rękę i wciągnął do pokoju. Byłam przerażona. Harry zaczął nagle mnie całować.  Zaczęłam się odsuwać ale on mnie przyciskał do siebie coraz mocniej. Zaczęłam się szarpać. Nie pomagało. Chłopak rzucił mnie na duże łóżko i zaczął mnie rozbierać. Krzyczałam. Płakałam.  Nie pomagało. 
-Cii.-uciszał mnie. Wciąż Krzyczałam.-jeśli nie będziesz mi stawiać oporu , Justin się o niczym nie dowie.-zamarłam. Nie miałam wyboru. Musiałam to zrobić.  Dla mojego dobra , dla dobra Justina. On by tego nie przeżył.
Noc dobiegła końca , a wraz z nią czułości Harry'ego. Czułam się wolna i... brudna. Okropnie brudna. Nie mogłam na niego patrzeć.  Jak on mógł mi to zrobić.  Chociaż , sama się na to pisałam. To moja wina.
-Wracam do domu.-powiedziałam z pogardą w głosie i zaczęłam zakładać moje szpilki.
-Nawet sie nie pożegnasz? -spytał.
-Nie, a powinnam ?-odparłam z nienawiścią.
-Hm. -udawał jakby się nad czymś zastanawiał. -no wiesz. Znam bardzo dobrze Justina. No wiesz. Mógłby się o czymś dowiedzieć. -uśmiechnął się. Przewróciłam oczami zmierzając w stronę Harry'ego. Pocałowałam go w usta.
-I to mi się podoba.-uśmiechnął się.
-A mi nie.-szepnęłam sama do siebie wychodząc z jego domu i trzaskając drzwiami.
Szłam w stronę jakiegoś pubu czy coś w tym stylu. Ale kluby są otwarte od wieczora a jest ranek. Cholera. Do restauracji mnie nie wpuszczą. Jak ja wyglądam. Amber mieszka z nami więc odpada. Bar kanapkowy.
Weszłam do baru zamawiając kanapkę i małą kawę. Wczoraj miałam pieniądze w kieszeni i jak widać ich nie zgubiłam.
Zjadłam swoje śniadanie i poszłam do parku przemyśleć ostatnią noc. Długo myślałam nad tym czy powiedzieć o wszystkim Justinowi. Nie powiem.
Szłam niepewnie w stronę domu Justina. Szczerze ? Chciałam wrócić do domu. Do mamy.
Kiedy byłam pod drzwiami , zawahałam się.  Wejść czy nie wejść ? Wchodzę.  Przekręciłam klamkę. Weszłam do środka zdejmując buty. Po cichu Weszłam po schodach. Udałam się w stronę łazienki.  Bałam się przechodzić obok pokoju mojego i Justina. Drzwi były zamknięte.  Weszłam po cichu do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi. 
Wykąpałam się. Byłam czysta ale Czułam się brudna. Stałam pod drzwiami do pokoju mojego i Justina. Teraz nie było już odwrotu. Przekręciłam klamkę i ze spuszczoną głową weszłam do środka. Podniosłam głowę patrząc na łóżko.  Justin spał. Uśmiechnęłam sie sama do siebie.  Zostawiłam swoje ciuchy na krześle i delikatnie położyłam się obok niego. Chłopak objął mnie ramieniem nie budząc się. Delikatnie się poruszyłam, na co chłopak otworzył oczy.
-Anabelle? -powiedział zaspany.
-Cii, tak. śpij. -z moich oczu popłynęły łzy. Jak ja mogłam mu to zrobić ?
Justin podniósł się i spojrzał na mnie.
-Gdzie byłaś ?-jego oczy były przepełnione smutkiem. Nie mogłam mu powiedzieć prawdy.
-Zdenerwowałam sie I poszłam sie przejść.
-Całą noc? Anabelle szukałem cie wszędzie. Nigdzie cie nie było. -moje serce zaczęło przyspieszać.-wiec zadzwoniłem do kilku znajomych czy cie u nich nie ma-moje serce prawie wyrwało mi się z piersi.
-Byłam na dyskotece odstresować się i napić.  wiesz o co chodzi. -Uśmiechnęłam sie.
-Anabelle. Piłaś? Wiesz ze to źle na ciebie działa. 
-Panowałam nad sobą. Było fajnie.  Poznałam koleżankę.  -coraz bardziej brnęłam w kłamstwa. Nie chciałam go okłamywać ale musiałam.
-To dobrze. Jak ma na imię ?
-Um.-Anabelle myśl. -Katie.
-Znam jakąś Katie. jest stąd ?
-Nie. Ona mieszka w Niemczech.
-Okej. Mam nadzieje ze fajna- uśmiechnął się do mnie. zrobiłam to samo.
Nagle usłyszeliśmy dzwonek telefonu Justina. Myślałam że to znów jego koledzy chcą wpaść popić. Podeszłam do jego komórki i spojrzałam na wyświetlacz. Zamarła.  Na jego ekranie było napisane jedno imię.
Harry.

--------------------------------
Ten rozdział dedykowany jest mojej kochanej Pauli która zawsze mnie wspiera♡
Mamy czternasty ! wiem że nie powinno go być ze względu na komentarze ale dodaje go. mam nadzieje ze wam się podoba. jak myślicie co będzie dalej ? czy Anabelle powie o wszystkim Justinowi?
no i dziękuję za taką liczbę wyświetleń. kocham Was jesteście najlepsi

7 komentarzy --> next

czwartek, 29 stycznia 2015

Rozdział trzynasty

-A jak myślisz, Anabelle?-zaśmiał mi się prosto w twarz. Nie mogłam tego dłużej znieść.
-Idziemy.-odparłam krótko, na co Igor pociągnął mnie za rękę.
-Nie tak szybko.-w tym momencie Justin złapał rękę Igora, która mnie trzymała i energicznie ją ode mnie odciągnął, sprawiając, że puścił swoją rękę z mojej.
-Nie przedstawisz nas sobie?-kpił Igor. Popatrzyłam na Justina oczami pełnymi żalem. Cholera, mogłam mu wcześniej o nim powiedzieć.
-Skoro tego chcesz...-westchnęłam.-Igor, to jest mój narzeczony Justin. Justin, to jest Igor.
-Narzeczony?! Coś ty powiedziała zdziro? Jak ty mogłaś!-Justin podszedł do Igora i wymierzył mu mocny policzek.
-Nie wtrącaj się, Panie Ważny.-podeszłam do Igora, robiąc to samo, co Justin, tylko tyle, że w drugi policzek.
Chłopak złapał się za oba piekące policzki.
-A nie powiesz swojemu przyszłemu mężowi, kim ja jestem?-moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej. Teraz nie było już odwrotu. Musiałam powiedzieć Justinowi, kim jest Igor.
-Justin...-zaczęłam.
-Anabelle!-krzyknął ktoś za mną. Odwróciłam się, dziękując Bogu, że mnie uratował. Na razie nie musiałam nic mówić. Za mną stała Amber.
-Amber, o boże. Skąd wiedziałaś, gdzie jestem?-przytuliłam mocno przyjaciółkę. Z moich oczu popłynęły łzy.
-To nie jest ważne.-puściła mi oczko.
-Jesteś tu sama? To znaczy, ktoś przyjechał z tobą?
-Nie. Przyjechałam sama, nie martw się.
-Uff, to dobrze. Bo gdyby matka...-ugryzłam się w język. Cholera. Po co to zaczynałam?
-Co matka?-pytała Amber.
-Wiesz co, powiem ci w domu.-odwróciłam się i kiwnęłam głową do Justina, by podszedł. Igora już nie było. Mam nadzieję, że nie powiedział nic Jusowi. Chłopak podszedł do mnie, uśmiechając się do Amber.
-Justin, narzeczony Anabelle, miło mi.-wystawił rękę, uśmiechając się.
-Amber, przyjaciółka twojej przyszłej żony.-Amber puściła mi oczko, na co ja parsknęłam śmiechem.-Również mi miło.-uśmiechnęła się.
-Justin, może pójdziemy na jakąś kawę? Jest tu gdzieś kawiarnia?-spytałam.
-Oczywiście, kochanie. Najlepsza kawiarnia jest pięć minut stąd.
-No to idziemy-zaśmiała się Amber.
W kawiarni zamówiłam sobie małe latte i muffina. Potrzebowałam tego, ostatnio jakoś brakuje mi słodyczy. Jem tego coraz więcej. Nie wiem, co się dzieje. Może to skutek uboczny miłości?
-No więc, Justin, opowiedz mi, jak to się stało.- mówiła Amber.
-Co się stało?-spytał trochę zdziwiony, popijając swoją czarną kawę.
-No, ta wasza miłość, jak ona się zaczęła?-zaśmiała się, na co my jej zawtórowaliśmy.
-No, ja sam nie wiem-zaśmiał się.-to było takie nieświadome. Gdy ją pierwszy raz zobaczyłem, to pomyślałem, że może być moja.-Justin spojrzał na mnie, a ja machnęłam ręką.-No i tak jakoś wyszło. Zakochałem się w niej.-przytulił mnie, a ja go odepchnęłam.
-Nie widzisz, że mam muffina w buzi?-powiedziałam z pełną buzią, na co wszyscy zaczęli się śmiać.
-Amber, jak mnie znalazłaś? Skąd wiedziałaś, gdzie jestem?-spytałam, kiedy szliśmy po parku.
-No wiesz. Popytałam trochę osób o nazwisko "Bieber". No i znalazłam. Nie mogłam już bez ciebie wytrzymać, Anabelle. Tyle czasu minęło.
-No wiem, ale ja nie mogłam zostać w domu, sama widziałaś, co się działo.
-Tak, wiem. Ej.-zwróciła się do Jusa.
-No?-odpowiedział, odwracając się w jej stronę.
-Czy to nie będzie brzmiało cudownie?
-Ale co?-zaśmiał się.
-Anabelle Bieber. No nie mówcie, że nie, bo was chyba utopię.-zażartowała, na co zaśmialiśmy się.
-Najcudowniej na świecie-odpowiedział Bieber, po czym mnie pocałował.
-Dobra, dobra. Pomiziajcie się gdzie indziej i nie przy mnie okej?-odparła Amber, uśmiechając się.
-No dobra, dobra.-Jus zrobił minę zbitego psa, na co obie się zaśmiałyśmy.
-Amber, gdzie mieszkasz teraz?-spytałam, gdy byliśmy już prawie pod domem Justina.
-Nigdzie, to znaczy, nie mam gdzie mieszkać, bo myślałam, że jak przyjadę, to wrócisz.
-Nie ma mowy.-odparłam ostro.
-Amber-zaczął Justin.- jeśli chcesz, możesz zamieszkać z nami. Mamy wolną sypialnię.-spojrzałam na Justina z zaskoczeniem. Wolna sypialnia? Są tylko dwie. O boże.
-Naprawdę? O boże, ale ja nie chcę wam przeszkadzać.
-Spokojnie, są one od siebie trochę oddalone. Więc jak, zgodzisz się?-uśmiechnął się do dziewczyny.
-W sumie, to chyba nie mam wyboru, nie będę spać na ulicy-zaśmiała się. Uwielbiałam jej śmiech.
-No to zapraszamy.-otworzyłam drzwi od willi, wskazując Amber ręką, by weszła.
-Wy tu mieszkacie? O boże, ile kosztuje wynajęcie tego?-była podekscytowana.
-Właściwie, to to jest mój dom. Nie wynajmuję go.
-Wow.-szepnęła, wchodząc po schodach i przekraczając próg.
Razem z Justinem pokazaliśmy Amber gdzie co się znajduje. Zostawiliśmy Amber w jej sypialni, po czym poszliśmy do kuchni.
-Jak to jedna wolna? Przecież ja tam spałam. Mam spać z nią?-spytałam szeptem.
-Kochanie, wiem, że to też by ci odpowiadało-uśmiechnął się-ale jesteśmy narzeczeństwem, tak? Chyba to czas, by spać razem.-puścił mi oczko.
-Zboczeńcu!-zaśmiałam się.
Poszliśmy do pokoju Amber.
-Jak ci się podoba, kochana?-spytałam przyjaciółkę patrząc, jak spogląda przez okno. Za mną stał Justin i przytulał mnie od tyłu. Dziewczyna odwróciła się do nas.
-Jest cudownie, dziękuję wam. Nie wiem, co mam zrobić, by wyrazić moją wdzięczność.
-Po prostu nie mów matce Anabelle, gdzie jesteśmy.-zdziwiłam się. Ale to było kochane.
-Nie ma sprawy. Nic nikomu nie powiem.-uśmiechnęła się.-I mam jeszcze mały kłopot.
-Mów.-odparłam.
-Głupio mi o to pytać.
-Amber, jesteśmy przyjaciółkami, a Justin jest już można by powiedzieć częścią mojej rodziny. Mów śmiało. Możesz na nas liczyć.-mówiłam szczerze. Amber zawsze mogła na mnie liczyć, a ja zawsze mogłam liczyć na nią.
-Nie mam żadnych ciuchów. Wiem, że to banalne.
-Wcale nie. Na razie pożyczę ci jakieś swoje, a jutro pojedziemy na zakupy, dobrze?-uśmiechałam się do niej, by podnieść ją na duchu i sprawić, żeby czuła się jak w domu.
-Dziękuję jeszcze raz.
-Nie masz za co.
Wieczorem postanowiliśmy urządzić przyjęcie powitalne dla Amber. Chcieliśmy, by poznała nowych ludzi i nie czuła się w nowym miejscu jak odludek. Justin zaprosił swoich znajomych, którzy wchodzili do domu jak do siebie. Skoro to są jego przyjaciele i ich dobrze zna, niech się rządzą. Wszyscy wchodzili jak do siebie, rządzili się i bawili. Skłamię, mówiąc, że nie było alkoholu i dragów. Alkoholu było tak dużo, że lał się dosłownie po podłodze, a jointy paliło tyle osób, że pod sufitem było szaro. Skłamię również, mówiąc, że ktoś nie był pijany. Każdy chwiał się i śmiał cały czas. Muzyka była taka głośna, że nie było słychać własnych pijanych myśli. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Amber poszła otworzyć. W drzwiach stał dość wysoki brunet z tatuażami na prawej ręce, ubrany w białą koszulkę i szare spodnie. Na nogach miał czarne buty.
-Witamy na mojej imprezie powitalnej-powiedziała Amber.-Jestem Amber, a ty?
-Igor.-brunet uśmiechnął się do niej, po czym wszedł do środka. Olałam to, że Igor był na imprezie. Byłam tak pijana, że wszystko było mi jedno.
Później usiedliśmy w dużym salonie. Ja, Amber, Justin no i oczywiście Igor. Chłopak też już był pijany i widać było, że palił.
-Anabelle-zaczął Igor. Odwróciłam się w jego stronę, słuchając.-słuchaj. Przepraszam za to w parku. No ja nie chciałem.
-Spoko-zaśmiałam się. Justin mocno mnie przytulał, siedziałam na jego kolanach. Naprzeciw mnie siedział Igor, więc nie było problemu z nawiązaniem kontaktu wzrokowego. Kiedy patrzyłam w te jego karmelowe oczy, wszystko mi się przypominało.
-Anabelle-powiedział Justin, po czym ja spojrzałam mu prosto w oczy.-kim jest dla ciebie Igor?-chłopak siedział naprzeciwko mnie, uśmiechając się. Nie było już odwrotu.
-Igor był moim chłopakiem. Myślałam, że go kocham. On kochał mnie chyba naprawdę. Kiedy go rzuciłam, kazał mi się nie pokazywać i wyzywał mnie. To przez niego zostałam prostytutką.-spuściłam głowę, na co Justin od razu mnie przytulił. Z moich oczu wypłynęły słone łzy.
-Dlaczego płaczesz?-spytał Igor.
-Bo nie mogę o tobie zapomnieć.


---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mamy trzynasty! Mam nadzieję, że Wam się podobał:)
dziękuję z całego serca za prawie 1100 wyświetleń! Kocham Was!
8 komentarzy ➡ next

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział dwunasty

Wszystko było takie idealne. Takie jakby nierealne. Patrzyłam na Justina szeroko otwartymi oczami, z których co chwile wypływały słone łzy szczęścia.
-Anabelle Forbes-zaczął chłopak otwierając pudełko. Jego oczy lśniły - Czy zechcesz zostać moją żoną?-To było jak w bajce. Nie, było lepiej.
-Tak.-wydukałam przez łzy. Justin założył mi na palec najpiękniejszy pierścionek, jaki w życiu widziałam. Był to srebrny pierścionek z dużym świecącym białem kamieniem na środku.-Brylant?- spojrzałam na niego.
-Nie, haha-zaśmiał sie- jesteś warta wszystkiego, najdroższej rzeczy. To diament. -zatkało mnie. Przecież on mógł kosztować miliony.
-Piękny. Najpiękniejszy. Dziękuje.-powiedziałam szybko, po czym Jus mnie mocno przytulił. Czułam zapach jego perfum i czułam bicie jego serca. Jego dotyk był tak uzależniający.
-To ja dziękuje-odparł.- Nie byłem pewny, czy sie zgodzisz. Kocham cie nad życie. Oddałbym ci wszytko, byle byś była szczęśliwa. Zrobiłbym wszystko, byś była moją żoną. Ale gdybyś sie nie zgodziła-westchnął-pogodziłbym sie z tym.-w tym momencie wpiłam sie w jego słodkie usta. Kochałam go nad życie. Nie mogłam bez niego żyć.
-Kocham cie- spojrzałam w jego czekoladowe oczy, które były przepełnione szczęściem.-i zawsze będe cie kochać.-odparłam szczerze.
-Anabelle.
-Tak?
-Kocham cie nad życie. Chce być z tobą. Chce mieć z tobą dzieci. Chce sie z tobą zestarzeć, a potem leżeć w grobie obok ciebie. Zawsze będe cie kochał. Cokolwiek kiedykolwiek zrobie, pamiętaj, że cie kocham.-z mojego oka wypłynęła łza, ns co chłopak od razu zareagował, ścierając ją. Cholera, dlaczego on musi być tak idealny?
Po dwóch godzinach przytulania, rozmawiania i oglądania telewizji, poszliśmy spać. Śniło mi sie, że stoje przed lustrem w sukni ślubnej. Ostatnie przygotowania, a potem ślub. Nie w kościele. Na plaży w Miami. A potem biegaliśmy po plaży. Wesele było cudowne. A potem... kochaliśmy sie. To był najpiękniejszy sen w moim życiu.
Około godziny dziesiątej, gdy otworzyłam oczy, od razu odwróciłam sie. Justin leżał obok mnie. Spał. Nie chcąc go budzić, wstałam po cichu i poszłam do łazienki, by wziąć ciepły prysznic. Kiedy wybierałam ciuchy, zorientowałam sie, że wciąż mam pierścionek na palcu. Był taki piękny. Mienił sie wszystkimi kolorami. Zdjęłam biżuterie i położyłam na szafce, po czym wzięłam ubrania i poszłam do łazienki. Po prysznicu poszłam do kuchni, by zrobić sobie kawe. Justin już nie spał. Stał w kuchni i robił śniadanie.
-Dzień dobry kochanie-powiedziałam uśmiechając sie.
-Dzień dobry narzeczono-uśmiechnął sie, przyciągając mnie do siebie i całując.
-Chcesz kawe?-spytałam nalewając wody do czajnika.
-Poprosze kochanie.
Po śniadaniu, czyli po jajkach na bekonie, postanowiliśmy sie z Justinem przejść. Ubrałam swoje czarne szpilki, które idealnie pasowały do mojej czerwonej sukienki przed kolana, którą miałam na sobie. No i, oczywiście, założyłam łańcuszek i pierścionek.
Szliśmy aleją po parku. Rozmawialiśmy o naszej przyszłości, która miała być taka idealna.
-Kocham cie-odparł Justin.
-Ja ciebie też-odpowiedziałam. Pocałowałam mojego przyszłego męża, po czym usłyszałam za nami jakiś głos.
-Ty pieprzona suko. Ty dziwko.-mówił chłopak. Odwróciłam sie, co zrobił też po chwili Justin.
-Coś ty powiedział do niej?- Jus był nieźle wkurzony.
-Zostaw go.-uspokoiłam go. Posłuchał.
Spojrzałam na chłopaka, po czym moje serce zaczęło być o wiele szybciej. O boże. Nie. Błagam. To nie może być prawda.
-Igor?

-----------------------------------------
Mamy dwunasty:) przepraszam, że taki krótki. od razu przepraszam Was z całego serca za opóźnienie, które nie było spowodowane moim lenistwem;)
Mam nadzieje, że Wam sie podoba. No i dziękuje za 1000 wyświetleń! Jesteście cudowni, kocham Was! ❤
8 komentarzy ➡ next

piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział jedenasty

Perspektywa Justina
Wszedłem do łazienki, ale nie wiedziałem, jaki miałem na dobrą sprawe w tym cel. Chciałem ją poczuć. Poczuć chłód jej mokrego ciała, które w każdym calu było idealne. Ona była idealna. Cała.
Po kąpieli poszliśmy do łóżka. Anabelle była zmęczona, było to widać. Współczułem jej. Z chęcią oddałbym jej całą moją energie. Zrobiłbym wszystko, by była szczęśliwa. Położyliśmy sie. Moja dziewczyna zasnęła niemalże po pięciu minutach. Wyglądała tak słodko, gdy spała. Kochałem ją. Niewyobrażalnie mocno. Oddałbym za nią swoje cholerne życie. Leżałem i myślałem. Zasnąłem, gotów wstać i ruszyć do działania.
***
Obudziłam sie, gdy było już jasno. Obróciłam sie, zarzucając ręke na... poduszki. Justina nie było. Natychmiast podniosłam sie i sięgnęłam po swój telefon. Wybrałam numer chłopaka, przecierając oczy. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci... Nie odbierał. Cholera, pomyślałam. Co sie stało? On zawsze ode mnie odbiera. A co, jeśli jest z jakąś dziewczyną? Zrobie mu taką awanture, że zapamięta ją do końca życia. Ale... ja nie potrafiłam. Nie umiałam sie na niego po prostu wydrzeć. Za mocno go kochałam. Chyba.
Korzystając z nieobecności chłopaka, zaczęłam przeszukiwać jego szafki. Z nudów. Ciuchy, ciuchy, ciuchy. Ale zaraz. Butelka po wódce? Okej, dziwne. Nie będe go ochrzaniać za to, że sobie wypił. Jest dorosły. Szukałam dalej. Znalazłam jeszcze jedną. Nabrałam ochoty na alkohol, więc postanowiłam ją wypić. Poszłam po kieliszek i coś do popicia oraz szklanke. Nalałam wódki do kieliszka i soku grejpfrutowego do szklanki, po czym szybko wypiłam zawartość pierwszego kieliszka, po czym popiłam sokiem. Gorzki smak i procenty sprawiły, że zrobiło mi sie cieplej i jakoś luźniej. Piłam tak jeszcze z siedem kielichów. Byłam ostro nawalona. A była dopiero piętnasta. Justina nie było od trzech godzin jak nie śpie. Zaczęłam sie martwić. Swoimi pijanymi dłońmi wzięłam telefon do ręki. Wybrałam numer chłopaka.
-Halo?-odebrał. Był jakby zmęczony, ale próbował to ukryć.
-Heej-zaśmiałam sie.-Gdzie jesteś?-spytałam ze smutkiem, po czym znów zaczęłam sie śmiać. Głupi alkohol.
-Co ty piłaś, skarbie?-zaśmiał sie, na co ja mu zawtórowałam.
-Spytałam, gdzie jesteś.-powiedziałam śmiertelnie poważnie.
-Skarbie, będe za godzine. Kocham cię.
-Ja ciebie też.-Jus sie rozłączył. Odłożyłam telefon na komode i włączyłam muzyke. Ta godzina minęła okropnie. Czas mi sie dłużył i zastanawiałam sie, co robi Justin.
Położyłam sie na łóżku, zamykając oczy. Alkohol już prawie ze mnie zszedł.
Nagle usłyszałam jak Justin wkłada klucze do zamka.
-Anabelle kochanie-mówił po drugiej stronie drzwi.
-Tak?-odpowiedziałam mu tak samo.
-Możesz iść do kuchni zrobić mi herbate?
-Tak. Nie ma sprawy.-zdziwiły mnie jego słowa, ale poszłam do kuchni i zabrałam sie do robienia herbaty.
-Dziękuje.
Robiłam herbate, kiedy Jus zawołał mnie do pokoju.
-Co sie....-zacięłam sie, wchodząc do pokoju-stało.-dokończyłam. Moje oczy były teraz pewnie wielkie jak orzechy albo coś większego i wypełniły sie momentalnie łzami. Na podłodze stało pełno kwiatów, na łóżku były rozsypane płatki róż. A przede mną...
A przede mną klęczał Justin z małym, czerwonym pudełeczkiem w dłoni. W tle leciała nasza piosenka.

------------------------------------
Mamy jedenasty. Przepraszam za opóźnienie:(
Troche krótki, ale mimo tego mam nadzieje, że Wam sie spodobał:)
Tak więc, ja zaczęłam już ferie, a Wy?
Komentujcie, czy Wam sie podobało:*
Dziękuje wszystkim, którzy czytają mojego bloga✌ oraz chciałabym podziękować Wam za prawie 1000 wyświetleń!
Kocham Was! ❤
7 komentarzy--> next

piątek, 9 stycznia 2015

rozdział dziesiąty

Wpatrywałam sie w ekran z niedowierzaniem.
-Halo?-powiedziałam niezbyt miłym tonem.
-Anabelle.-płakała. Czemu wszyscy dookoła mnie muszą płakać do cholery? Byłam serio zła.-Gdzie ty jesteś?
-Nie powinno cie to interesować.-odparłam ostro rozłączając sie. Justin patrzył na mnie ze zdziwieniem.
-No co?-spytałam.
-Anabelle, nie powinnaś była tak do niej mówić. Chcąc nie chcąc, to twoja matka.-próbował mnie uspokoić.
-Justin-zaczęłam. Nie chciałam rozwijać tematu mojej matki.
-Tak skarbie?-spytał podnosząc głowe.
-Mówiłeś, że jesteś...
-Dilerem i co?-odparł szybko.
-Masz coś?-spytałam.
-Co?-był zdziwiony. Bardzo.
-Masz coś?-powtórzyłam.
-Mam.
- Co?
-Zioło.
-Dużo?
-Dużo.-uśmiechnął sie.
-Daj mi.
-Słucham?- nie mógł chyba uwierzyć w to co mówie.
-No daj.
-Dobra. Ale jak powiem stop to stop okey?
-Okey okey.
Chłopak podszedł do swoich spodni, wyjmując z kieszeni małą folijke z czymś zielonym w środku, paczke papierosów, lufke i zapalniczke. Dopiero teraz zorientowałam sie, że stoje tu w samych majtkach. Zapięłam stanik, po czym poszłam do Justina. Chłopak siedział na kocu. Wyciągnął z paczki jednego papierosa, skruszył troche i pomieszał zioło z tytoniem.
-Majeranek?- śmiałam sie.
-Niee-również sie zaśmiał.-czyste. Pomieszamy z tytoniem. - przytaknęłam tylko głową, po czym uważnie przyglądałam sie Justinowi. Chłopak nabił na lufe troche tej mieszanki i zaczął podpalać.
-Palimy po trzy. Jak ci dam, to bierz mocne dymy no i najważniejsze to żebyś sie zaciągała. Trzymaj dym w płucach, dopóki ja nie wezme trzech dymów. Okey?
-Okey.-przytaknęłam. Chłopak wziął trzy dymy, po czym wręczył mi lufe. Zrobiłam to, co powiedział Justin. Powoli wypuściłam dym z płuc. Było mi teraz tak dobrze, tak lekko. Patrzyłam przed siebie. Zauważyłam jakieś dwie strzałki przede mną. Chyba narkotyk zaczął działać. Na jednej było napisane "śmiech", a  na drugiej "płacz". -Mam sie śmiać czy płakać?-spytałam Justina.
-Śmiać.-uśmiechnął sie, po czym wkręciłam sobie coś i zaczęłam sie śmiać. Nie mogłam przestać.-Anabelle.-Justin podszedł do mnie tak blisko, że prawie dotykaliśmy sie nosami. Moje serce zaczęło przyśpieszać. Spojrzałam na niego. Miał czerwone oczy. Ale wciąż idealne.
-Tak?-spytałam. W tym momencie Jus podał mi lufke. Zrobiłam to samo co poprzednio czując, jak powoli odpływam.-Dziękuje.-powiedziałam cicho, wtulając sie swoim nagim ciałem w jego gołą klatke piersiową. W tym momencie usłyszałam dzwonek mojego telefonu.
-Kurwa!-Justin krzyknął. Uciszyłam go delikatnym pocałunkiem, po czym podeszłam  do telefonu. Matka.Nacisnęłam czerwoną słuchawke i wyciszyłam telefon. Podeszłam do Justina.
-Spokojnie. Już nie  będą nam przeszkadzać.-puściłam mu oczko i go przytuliłam. Usłyszałam ciche "kontynuujemy?" po czym spojrzałam na niego.-Serio?-spytałam z grymasem na twarzy. Zrobił mine zbitego psa. Stanęłam na palcach, aby dosięgnąć do jego ucha, po czym szepnęłam-to chodź.
Mało pamiętałam co zdarzyło sie później. Pamiętałam jednak jak we mnie wszedł.
-O kurwa-krzyknęłam.
-Co sie dzieje skarbie?-Jus od razu zareagował.
-Nic, nic. O mój boże-jęczałam. Tu urwał mi sie film.
***
Obudziłam sie na kocu obok Justina. Wyglądał tak słodko jak spał. Był taki niewinny, taki anioł. Kto by pomyślał, że jest dilerem? Głowa mi pękała. Chciałam wstać, ale gdy tylko sie poruszyłam, Jus zaczął sie rozbudzać. Wróciłam na swoje poprzednie miejsce i patrzałam na niego. W tym momencie dopadło mnie ogromne pragnienie. Musiałam iść sie napić. Poruszyłam sie delikatnie. Spał. Nie ruszył sie. Po cichu wstałam, zakładając przy tym bielizne, której oczywiście nie miałam na sobie. Podeszłam do butelki z winem. Wzięłam kieliszek i nalałam sobie wina. Brzdęk szkła sprawił, że Jus zaczął sie przebudzać. Kiedy nie zobaczył mnie na kocu, od razu wstał. Nie chciał bym odeszła. Ale ja... ja tak robiłam. Nie zrobie mu tego. Nigdy.
-Tak rano, a ty już pijesz-uśmiechnął sie przecierając oczy i ziewając.
-Pić mi sie chciało.-uśmiechnęłam sie.
-Jak było wczoraj?-spytał puszczając mi oczko i przeciągając sie.
-Raczej dzisiaj haha.
-Oj cicho.-zaśmiał sie.
-Cudownie.-nie chciałam mu mówić, że nie wszystko pamiętam. Chłopak uśmiechnął sie do mnie wstając. Podszedł do mnie całując w policzek.
-Dzień dobry księżniczko.
-Dzień dobry skarbie.-po moich słowach mocno mnie przytulił. Było mi dobrze. Cudownie.
Justin ubrał sie razem ze mną i ruszyliśmy w strone domu Jusa. Śmieliśmy sie i gadaliśmy.
-Chodź na skróty-odparł Justin.
-No skróty. Pewnie 100 razy dłuższa droga od tej.-zaśmiałam sie.
-Nie. Tylko 99 razy.
Kiedy doszliśmy do domu, od razu poszłam pod prysznic. Nie zauważyłam kiedy Justin wszedł do łazienki i do kabiny.
-Eej.-udawałam zdenerwowaną.
-No co? Chce wziąć prysznic.
-Ja też.
-No to kąpiemy sie razem.-powiedział Jus bez żadnych emocji w głosie i odwrócił sie do mnie plecami. Byłam zaskoczona. Chciało mi sie śmiać. Jus odwrócił sie do mnie twarzą.
-Kocham cie Anabelle.-i mnie pocałował.
-Ja ciebie też Justinie.-odpowiedziałam. Jeśli to jest miłość, to musze przyznać, że to najlepsze uczucie na świecie.
Perspektywa Justina
Anabelle to dziewczyna, którą naprawde kocham. Wczorajsza noc to było coś idealnego. To było miliony razy lepsze od tego, co robiłem z tymi z klubów.
Patrzyłem na nią kiedy spała. Wyglądała jak anioł. Chce dać jej cudowne życie. Chce, żeby poczuła, czym jest miłość.
Chce z nią wyjechać. Wyjedziemy. Za wszelką cene. A wtedy Anabelle  będzie na zawsze moja.

-----------------------------------------
mamy dziesiąty:) przepraszam że tak późno, ale musiałam pisać ten rozdział drugi raz z powodu mojego telefonu;/
mam nadzieje, że Wam sie podoba.
przepraszam również za godzine. pewnie większość z was już śpi ;D
chciałabym bardzo podziękować wszystkim, którzy czytają bloga i komentują <3 mamy już ponad 700 wyświetleń. nie ma takich słów, których mogłabym użyć, by okazać Wam wdzięczność. kocham was <3

7komentarzy--> next

wtorek, 6 stycznia 2015

rozdział dziewiąty

Stałam tak dobrą minute zastanawiając sie, co właściwie powiedziałam.
-Justin, ja...-zaczęłam niepewnie, wpatrując sie w szatyna. On jednak chyba nie chciał tego słuchać. Podszedł do mnie szybko i wpił sie w moje usta. Teraz to był namiętny pocałunek. Czułam jego wargi na swoich i nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie sie dzieje.
-Wiem.-odparł w przerwie między pocałunkami. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam sie tą chwilą. Ten cudowny moment przerwał dzwonek do drzwi. Odsunęliśmy sie od siebie z Justinem patrząc sobie prosto w oczy. Chłopak uśmiechnął sie bardzo szeroko i tak niesamowicie słodko.
-Otworze-odparł, po czym pocałował mnie w czoło i poszedł otworzyć drzwi.
-Pięćdziesiąt złotych.-usłyszałam.
-Bez reszty.-odparł Justin, zamykając drzwi.-Kochanie! Pizza przyszła!
-Ojej. Dziękuje.-pocałowałam go w usta. Pragnęłam go. Bardzo.
-Nie ma sprawy księżniczko.-oparłam głowe na jego ramieniu. Poczułam, jak sie uśmiecha.
Zjedliśmy pizze rozmawiając i śmiejąc sie. Jeśli to jest sen, to prosze, nie budźcie mnie.
-Na co masz teraz ochote?-spytał chłopak.
-Może jakiś spacer?-zaproponowałam.
-A może klub?-uśmiechnął sie.
-Jaki klub?-spytałam.
-Seven.-odparł. O mój boże,pomyślałam. Pod tym klubem sie poznaliśmy.
-Eem. A może spacer? Justin, prosze. Nie mam ochoty na głośną muzyke. Chciałabym troche ciszy i spokoju. Ciągle sie coś dzieje, a ja bym chciała sie odprężyć.
-Nie ma sprawy.-powiedział bez nutki żalu w głosie. Uśmiechnęłam sie i przytuliłam mocno do jego klatki piersiowej. Kochałam jego perfumy.
-Justin, gdzie my dokładnie idziemy?-spytałam, idąc obok chłopaka i patrząc pod nogi.
-Zobaczysz. Nie martw sie.-uśmiechnął sie.
-Justin, cholera. Idziemy od dobrej godziny, a ty wciąż powtarzasz, że mam sie nie martwić i że zobacze.-zaśmiałam sie.
-Już niedaleko.
-To też słyszałam.-odparłam śmiejąc sie.-Justin. Nogi mnie bolą.
-Weź ten koszyk.
-Co? Skąd ty go masz?
-Nie zauważyłaś pewnie, jak go brałem z domu, kochanie. Możesz go wziąć?
-Pewnie.-odparłam krótko, zabierając koszyk z ręki Justina. Chłopak natomiast... wziął mnie na ręce i niósł aż do końca naszej drogi.
-Jesteś nienormalny.-zaśmiałam sie, gdy mnie niósł jak panne młodą i co jakiś czas łaskotał mnie nosem po moim policzku.
-Wiem.-śmiał sie razem ze mną.
Po około pięciu minutach dotarliśmy na miejsce. Księżyc oświetlał to miejsce. Boże jak już późno. Chłopak postawił mnie na ziemi. Gdzie byliśmy? Hmm. Ciężko powiedzieć. Za nami był las, a przed nami... jezioro. Księżyc odbijał sie w wodzie. Tu było tak cudownie i romantycznie. Podeszłam do wody chcąc poczuć sie tak, jak kiedyś kiedy byłam mała i jeździłam z rodzicami nad jeziora.
-Nie wpadnij-powiedział Justin, cicho sie śmiejąc.
-Mhm.-odparłam, nie odwracając sie. Zamknęłam oczy.
-Skarbie.-to był szept. Ledwie go usłyszałam z powodu plusku wody. Natychmiast się odwróciłam. Doznałam szoku. Kawałek przede mną, tam, gdzie wcześniej stałam, był rozłożony koc. Na kocu stały świeczki. Obok nich stał schłodzone wysokoprocentowe białe wino i dwa kieliszki. Podeszłam bliżej.
-O boże.-szepnęłam. W moich oczach zebrały sie łzy.
-Podoba ci sie?-szepnął mój chłopak, całując mnie w policzek.
-Bardzo to za mało powiedziane.
-Chciałem, żebyś miała cudowny wieczór. Dużo sie ostatnio wydarzyło.-szepnął mi do ucha, a ja poczułam ciarki na całym ciele. Jego głos był teraz tak namiętny, taki przepełniony miłością.
-Dziękuje.-odparłam cicho. W tym momencie Justin wręczył mi róże. Bordową jak krew.-Dziękuje.-powtórzyłam ciszej, uśmiechając sie i wąchając kwiat.
-To ja dziękuje.
-Za co?-odparłam zdziwona.
-Że akceptujesz mnie takiego, jakim jestem. Usiądźmy.-od razu usiadłam kładąc obok siebie cudowną róże o zapachu tak słodkim jak zapach wanilii.
Justin nalał mi pół kieliszka wina, po czym zrobił to samo sobie. Wzięłam łyka. Smakowało mi. Naprawde.
-Pyszne.-odparłam.
-Bardzo sie ciesze-jego uśmiech był tak... idealny. Tak cudowny. Przysunęłam sie bliżej niego, bo siedzieliśmy naprzeciw siebie. Nawet taka odległość była za duża. Wzięłam kolejnego łyka, po czym spojrzałam na Justina. Siedział w spokoju i przyglądał mi sie. Czułam, że zaraz sie zarumienie, więc zakryłam twarz włosami.
-Lubie jak sie rumienisz.-odparł słodko. Poczułam sie jak księżniczka. Nie wiem dlaczego, ale tak sie przez moment poczułam.
Wzięłam kolejnego łyka napoju, po czym oparłam głowe na ramieniu Justina. Poczułam, jak jego serce przyspiesza. Powoli zamykałam oczy i powoli je otwierałam.
Po wypiciu całego kieliszka było mi dobrze. Nie byłam pijana. Byłam zrelaksowana. Podniosłam głowe, by spojrzeć na Justina. Wyglądał jak anioł. Mój anioł.
Nie wiem dlaczego, ale kiedy na niego spojrzałam drugi raz, włączyło mi sie jakieś dziwne uczucie. Co to było? Pożądanie. Pragnęłam go teraz bardziej niż kiedykolwiek. Podniosłam jego podbródek.
-Kocham cie-powiedziałam patrząc mu prosto w oczy.
-Ja ciebie też.-usłyszałam po chwili, po czym pocałowałam go. To było tylko muśnięcie warg. Na początku. Potem, kiedy odsuwałam swoją twarz od jego twarzy, on wpił sie w moje usta tak namiętnie jak nigdy dotąd. Później do pocałunków w usta, Justin dorzucił jeszcze pocałunki w szyje, które sprawiały, że wymiękłam. Chłopak wciąż całując moją szyje, podniósł moją koszulke. Podobało mi sie to. Bardzo. Kiedy już pozbył sie zbędnego ubrania, zaczął całować mój brzuch. Nie, teraz wymiękłam. Justin, podnosząc sie, zdjął swoją koszulke eksponując przy tym swoje mięśnie i tatuaże. Oszalałam.  W momencie, gdy chłopak chwycił moją twarz w dłonie, podniosłam sie, całując go namiętnie. Położyłam sie na nim wciąż go całując. Justin majstrował przy moim zapięciu od stanika. Kiedy już mu sie to udało, uśmiechnął sie do mnie. Skupiłam sie teraz nie na wargach, a na pasku od spodni. Delikatnie go całując, odpinałam pasek. Zsunęłam jego spodnie, po czym on położył sie na mnie. Teraz to on odpinał moje jeansy. Byłam tak cholernie... podniecona? Tak sie to mówi?
Justin zdjął moje spodnie. Jego pocałunki nie ustępowały. Jego usta były takie idealne. Czułam sie taka... zdrowa. Nie myślałam o tym, że jestem śmiertelnie chora i nie zostało mi wiele czasu.
W momencie, gdy Justin miał zdjąć mi majtki, usłyszeliśmy głośny dźwięk mojego telefonu.
-Kurwa!-zaklęłam. Wyjęłam z moich spodni telefon. Na ekranie widniało jedno słowo "mama".

---------------------------------------
mamy dziewiąty;) troche inny niż wszystkie, ale mimo tego mam nadzieje, że sie podoba:)) mam nadzieje, że nie usuną mi bloga ze względu na temat tego rozdziału ;D
wybaczcie, że dodaje go tak późno, ale nie miałam czasu. chciałam jeszcze poinformować, że rozdziały mogą nie być wstawiane systematycznie, gdyż jest szkoła :c
piszcie swoje opinie na temat tego rozdziału w komentarzach. jak myślicie, co będzie dalej?
dziękuje wszystkim, którzy czytają mojego bloga. <3
jesteście najlepsi!
mamy już ponad 500 wyświetleń!<3 nie wiem jak mam wam dziękować:*
7 komentarzy ---> next

niedziela, 4 stycznia 2015

rozdział ósmy

Budząc sie, usłyszałam głos Justina.
-Jest pan pewien?-szlochał.
-Tak wynika z badań.-to był doktor.
-A może ktoś sie pomylił i wcale Anabelle nie jest chora?-wciąż miał nadzieje.
-To niemożliwe. Przykro mi.-usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Powoli otworzyłam oczy. Zobaczyłam go siedzącego przy łóżku ze spuszczoną głową, a na jego jeansy spadały słone łzy.
-Justin?-szepnęłam.
-Tak, kochanie?-spojrzał na mnie. Jego twarz była mokra, oczy podpuchnięte od płaczu, a ręce drżały.
-Nie martw sie o mnie.-odparłam krótko, na co on parsknął śmiechem.
-Jak mam sie nie martwić? Wszystko sie wali. Dziewczyna, którą kocham nie chce mnie, i na dodatek umiera.-wybuchnął głośnym płaczem. Usiadłam na łóżku i mocno go przytuliłam.
-Ej-szepnęłam-nie mówiłam nic, że cie nie chce. A po drugie, żyje. Widzisz? Jestem tu. Przy tobie.
-Anabelle.-starał sie uspokoić. Złapałam go za ręke, po czym pewnie od razu poczuł sie lepiej.
-Cii, wiem.-dotknęłam jego twarzy. Spojrzałam mu w oczy i pomyślałam, jak głupia byłam, że sie nie zgodziłam od razu. Ale... co miała na myśli Amber? Nie będe go teraz pytać o to. Jest zbyt załamany.
-Anabelle. Nie wiesz.-byłam zaskoczona. Może nie było tego po mnie widać, to pewnie było spowodowane smutkiem, którego nie potrafiłam ukryć.
-Ale jak to?
-Nie wiesz wszystkiego o mnie-westchnął.-Nie wiesz, że jestem...-zaciął sie.
-Że jesteś...?
-Dilerem.-okej, to mnie zaskoczyło-Każdą, którą miałem, traktowałem jak zabawke. Bo nic do nich nie czułem. Ale Anabelle. Tobie tego nie zrobie. Przysięgam.
-Justin, ja...
-Wiem, że możesz mnie teraz nienawidzić za to, co robiłem, ale zrozum mnie. Nie jestem takim złym człowiekiem.-nie wiedziałam, co powiedzieć.-Dasz mi kolejną szanse?-jego głos drżał.
-Ja...-nie mogłam mu tego zrobić. Nie teraz.
-Prosze.-zaczął płakać.
-Ech-westchnęłam-tak.
Jego oczy zabłyszczały, a ja poczułam, jak sie uspokaja. Przytulił mnie mocno, a ja poczułam gilgotanie w brzuchu. Znowu? Co to może być? Zawsze tak sie dzieje, gdy on jest przy mnie. Obsesja? A może... miłość? Ja zakochana? Niemożliwe. Ktoś taki jak ja nie potrafi kochać. Jestem zabawką. Dużo chłopców sie mną bawiło.
-Dzień dobry, panno Forbes.-do pokoju wszedł lekarz.-Jak sie pani czuje?
-Dzień dobry, panie doktorze-uśmiechnęłam sie.-Bardzo dobrze.
-Właśnie widze-uśmiechnął sie do nas, a raczej do Justina. Chłopak wciąż był smutny.-Wypisujemy panią dzisiaj.
-Jak to?-zdziwił sie Justin.
-Stan Anabelle jest stabilny, można by powiedzieć, że nawet dobry.-Justin uśmiechnął sie do doktora.
-Dziękujemy.
Lekarz wyszedł. Wstałam z łóżka. Hmm, nie mogłam. Kroplówki. Nacisnęłam dzwonek alarmowy. Chwile później w pokoju pojawiła sie zdyszana pielęgniarka.
-Co sie stało?-spytała szybko.
-Mogłaby pani odczepić to ode mnie ?-powiedziałam, wskazując na kroplówki.
-Ach, naturalnie.
Pielęgniarka szybko i precyzyjnie wyjęła igły z mojej ręki, przy okazji uwalniając mnie. Mogłam wyjść ze szpitala.
W domu Justin zaproponował mi posiłek. Nie byłam głodna, ale miałam ochote na pizze.
-Zjadłabym pizze.
-Nie ma sprawy, kochanie.-pocałował mnie w policzek, wybierając numer w telefonie. Kiedy on zamawiał jedzenie, miałam chwile, by zadzwonić do Amber.
-Heej, Amber.-powiedziałam uśmiechając sie.
-Anabelle. Gdzieś ty?
-U Justina. Jest moim chłopakiem.-odparłam bez żadnych emocji.
-Co?!-wykrzyknęła.
-Cicho. -uciszyłam ją.
-Z salami czy szynką?!-Justin krzyczał z drugiego pokoju.
-Z szynką!-odkrzyknęłam.
-Co sie dzieje?-spytała Amber.
-Jus zamawia pizze. No właśnie. Co chciałaś mi powiedzieć o Justinie? Że jest dilerem i że bawił sie każdą dziewczyną i że żadnej nie kochał?
-Ee-Amber była wyraźnie zaskoczona.-Skąd to wiesz?
-Powiedział mi to.
-Anabelle. Dlaczego z nim jesteś?-powiedziała już spokojnie.
-Bo go kocham.
Nacisnęłam czerwoną słuchawke, odwracając sie. W drzwiach stał Justin opierając sie o futryne. Ręce miał założone na piersiach. Z jego oka wypłynęła jedna łza.

--------------------------------------
z dedykacją dla Paulusi. zdrowiej mała!♡
Mamy ósmy:) mam nadzieje, że sie podoba:) jak myślicie, co stanie sie dalej? Czy Anabelle zaakceptuje to, czym zajmuje sie Justin i czy napewno będą oni mieć wspaniałe życie?
czekam na wasze opinie w komentarzach.
6komentarzy⇨ next