Siedziałam na łóżku rozmyślając nad tym , co Amber powiedziała Justinowi. Cholera , a jeśli to prawda ? W tym wieku chce jeszcze się bawić , chodzić na imprezy. Nie, to niemożliwe.
-Hej kochanie- powiedział szatyn siadając obok mnie na kanapie w salonie.
-Cześć.-odpowiedziałam obojętnym tonem wciąż myśląc.
-Coś sie stało ?
-Nie- próbowałam uśmiechać się jak najbardziej naturalnie.
-Nie okłamuj mnie.-szepnął mi do ucha. Byłam zdziwiona. -Wiem że coś się stało.
-Nie , naprawdę. Tylko kręci mi się w głowie. To wszystko.-odpowiedziałam na jednym tchu nawet nie zastanawiając się co mówię.
Perspektywa Justina
Anabelle potrzebuje miłości. Potrzebuje kogoś, kto ją będzie kochał nad życie i traktował jak księżniczkę. Bardzo ją kocham. Muszę ją zabrać do lekarza i dowiedzieć się czy faktycznie ona jest w ciąży. Chciałbym być ojcem ale jestem młody. Nie wiem czy jestem gotowy na coś takiego.
Perspektywa Anabelle
-Przejedziemy sie gdzieś ?-zapytał mnie Justin podczas obiadu.
-Ale gdzie ?
-Nie wiem.
-No... no dobrze możemy się przejechać. -Szatyn uśmiechnął sie do mnie, a ja mogłam zauważyć troche smutku w jego oczach.
***
Jechaliśmy z Justinem po ulicach pełnych mijających nas samochodów. Oparłam się o siedzenie i zamknęłam oczy. Szum przejeżdżających aut i dźwięk wiatru sprawiły że zasnęłam.
Perspektywa Justina
Anabelle zasnęła w samochodzie. Może to i lepiej bo nie wiedziała dokąd ją zabieram. Jeśli się na mnie wydrze i mnie rzuci- pogodzę się z tym. Będzie ciężko ale jakoś będę musiał to znieść. Ja się o nią martwię. Chce dla niej jak najlepiej. Boje się trochę ją budzić , nie wiem jak zareaguje. Cholera, musze to zrobić.
Perspektywa Anabelle
Obudziło mnie delikatne dotykanie mnie po policzku.
-kochanie obudź sie.-szepnął Bieber. otworzyłam powoli oczy i przetarłam je. Ziewnęłam i usiadłam w normalnej pozycji siedzącej. Spojrzałam przed siebie. Ginekolog?! Czy on oszalał ?! Wysiadłam z samochodu i od razu zwróciłam mu uwagę.
-Co ty sobie do jasnej cholery wyobrażasz?!-krzyknęłam na niego, a on wcale nie wydawał się być zdziwiony moją reakcją.-Po Co mnie tu zabrałeś, co?!
-Do lekarza. Proste. -parsknął śmiechem. Wymierzyłam mu mocny policzek. Spojrzał na mnie złym wzrokiem, jakim jeszcze nigdy na mnie nie patrzał. Cholera. Zakryłam usta dłonią, a z moich oczu pociekły łzy. Podeszłam do chłopaka i przytuliłam go.
-Przepraszam -szepnęłam dusząc się łzami. Odsunęłam się od niego, by go pocałować, ale on odwrócił głowę w druga stronę.
-Chodź lepiej a nie.-warknął. Spuściłam głowę i posłusznie jak pies poszłam za nim wycierając łzy rękawem bluzki.
-Anabelle Forbes do doktora Feel.
-Tędy proszę -kobieta przy recepcji uśmiechnęła się szeroko do nas i zaprowadziła nas pod gabinet lekarza. Kobieta odeszła, kiedy Justin uśmiechnął się do niej i powiedział "dziękuję".
-Wchodzę z tobą. -powiedział twardo. Jego policzek wciąż był czerwony. Jak ja mogłam mu to zrobić ? Spuściłam głowę.
-Dlaczego ?-spytałam niepewnie.
-Bo tak!-prawie krzyknął. Z moich oczu poleciały łzy. Dlaczego on na mnie krzyczy?
-Dobrze.-wytarłam łzy rękawem. Justin otworzył mi drzwi i weszliśmy. Usiedliśmy na krzesłach.
-Słucham?-powiedział starszy pan poprawiając na nosie swoje okulary.
-Chciałabym...-zaczęłam.
-Chcielibyśmy wiedzieć, czy moja narzeczona jest w ciąży. -powiedział Justin miłym głosem. Co?! Cholera. No to super. Uśmiechnęłam sie słabo I zwiesiłam głowę patrząc na kolana.
Po badaniu lekarz dał nam mała karteczkę, złożoną na pół. Z jego twarzy nie można było nic wyczytać.
-A może...-zaczęłam niepewnie-otworzymy ją w domu?-lekko się uśmiechnęłam.
-Dobrze. Jak chcesz. -odparł już milej.
W domu nastał ten moment. Siedzieliśmy z Justinem w salonie. Byliśmy sami w domu, Amber poszła pewnie do jakiegoś chłopaka którego poznała na plaży. Normalne.
Siedzieliśmy na kanapie. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam karteczkę. Na niej było prześwietlenie i dopisek.
-Justin...-zaczęłam.
-Tak?-spojrzał na mnie tak jak zawsze na mnie patrzał. Jakbym była jego całym światem, a nie wrogiem. Wzięłam jeszcze jeden głęboki oddech. Justin się spiął.
-Jestem w ciąży. -spojrzałam na niego, a x moich oczu popłynęły łzy. Szybko wstałam, po czym Justin zrobił to samo. Przytulił mnie tak mocno jak chyba nigdy, ale nie przeszkadzało mi to, że nie mam tak wielkiego dostępu do tlenu. On był moim tlenem. On i nasze dziecko. Chociaż... czy aby na pewno "nasze"?
-----------------------------
Mamy szesnasty! Mam nadzieje ze wam się podobał :)
5 komentarzy -> next
Sis ... brak mi slow . jest coraz lepiej ... widać , że masz dryg do pisania . ROZWIJAJ SIE . Bo to co masz to prawdziwy dar :* kc /Broo
OdpowiedzUsuńSuper *0*
OdpowiedzUsuńCzekam na next *0*
Super :D
OdpowiedzUsuńSUPI. Czekam na kolejny kochana!! ����
OdpowiedzUsuń~cegła