wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział pierwszy

Dzisiejszy dzień minął jak zwykle. Musiałam trochę zarobić, w końcu niedługo urodziny mamy.
Ona nie wie, skąd mam tyle pieniędzy. W ogóle, nic o mnie nie wie. Nikt nic nie wie.
 Wstałam, ubrałam się, zjadłam śniadanie i zrobiłam te wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, żeby mama się nie czepiała, że mam syf w pokoju. Spakowałam w torbę moje ciuchy na przebranie, kosmetyki, jakieś drugie śniadanie na wypadek, gdybym zgłodniała i jakieś 15zł na wszelki wielki. Zbiegłam po schodach krzycząc "Idę do Amber na noc!" usłyszałam z kuchni tylko jakieś mruczenie mamy i krótkie "Bawcie się dobrze". Wyszłam z domu trzaskając drzwiami.
Szłam chodnikiem wzdłuż wąskiej ulicy. Wybrałam numer przyjaciółki.
-Amber?-odezwałam się, kiedy ta odebrała swój telefon.
-Taak.-wyobraziłam sobie, że się uśmiecha. Ona często się uśmiecha.
-Miałabym do ciebie małą prośbę...-trochę było mi głupio prosić ją o to samo czwarty raz z rzędu.
-Niech zgadnę hmm.-udawała, że nad czymś rozmyślała, a tak naprawdę bardzo dobrze wiedziała, o co mi chodzi.
-Czy mogłabyś mnie kryć dziś przed moją mamą? Powiedziałam jej, że idę do ciebie na noc.
-Oczywiście.-nie stawiała prawie nigdy oporu, co bardzo mi się w niej podobało.-Chodź do mnie, przebierz się i przyszykuj.-powiedziała.
-Okej. Zaraz będę. Kocham cię-odpowiedziałam krótko, po czym Amber się rozłączyła. Szczerze mówiąc, nie wiem, co to miłość. Po co mi ona?
Szłam w stronę domu przyjaciółki, zastanawiając się, jak to jest kogoś kochać. Ale po chwili wypędziłam tę idiotyczną myśl z mojej głowy i ruszyłam szybszym tempem.
Kiedy doszłam do jej domu, przywitała mnie Amber miłym uściskiem.
-Wchodź.-powiedziała i otworzyła drzwi tak szeroko, że mogłoby się zdawać, że to niemożliwe. Kiwnęłam twierdząco głową i weszłam. Od razu udałyśmy się do jej sypialni, która była na górze. Wyjęłam z mojej torby potrzebne rzeczy. Ubrałam się szybko i wręcz pobiegłam do łazienki, by się pomalować. Dużo tuszu i szminki. Wszystko, abym wyglądała nie na 17, a na 20 lat.
Szykowałam się przez jakieś pół godziny, może godzinę. Wyglądałam... jak zawsze o tej porze. Dochodziła 22.
-To ja będę spadać-uśmiechnęłam się do niej, a ona odpowiedziała mi tylko smutnym wyrazem twarzy. Wiedziałam, o co jej chodziło. Nie lubiła tego, kim byłam i jak się zachowywałam. Ignorując wszystkie niechciane mi rzeczy, pocałowałam ją w policzek i wyszłam. Pod drzwiami napisałam jej krótkiego sms-a "Nie martw się o mnie:)", co pewnie podniosło ją trochę na duchu.
Stałam pod nocnym klubem czekając na mojego klienta. Z dala ujrzałam jasne światła. Uśmiechnęłam się. Pod klub podjechało czerwone Ferrari 458 Italia. Stałam wciąż w tym samym miejscu lekko się uśmiechając do kierowcy. Po chwili silnik zgasł razem ze światłami, a drzwi otworzyły się. Chłopak podszedł do mnie klepiąc mnie po ramieniu.
-Może dasz się namówić na drinka?-jego głos był tak anielski, tak idealny. Te czekoladowe oczy, te idealne usta, te dłonie.
-Eee...-zaniemówiłam. Jego oczy mnie hipnotyzowały. Był taki idealny.
-Jestem Justin.-podał mi rękę patrząc mi w oczy.
-Anabelle.-ledwo co wypowiedziałam swoje imię. Oczarował mnie.
-Więc, piękna Anabelle, dasz się zaprosić na drinka?-puścił mi oczko, moje nogi uginały się jakby były z waty.
-Ale ja...
-Wiem. Chodź.
Złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę wejścia.
-----------------------------------------------------------------------------------------
1 kom-> next

1 komentarz: