środa, 23 marca 2016

rozdział dwudziesty trzeci

Siedzimy w milczeniu wpatrując się w siebie nawzajem. Nasze usta dzielą jedynie milimetry, których nie potrafię pokonać. Przenoszę wzrok na jego oczy, które teraz wpatrują się we mnie natarczywie, jakby kodowały każdy szczegół mojej twarzy.
-Tęskniłem za tobą-przerwał ciszę, która stawała się już nie do wytrzymania. Czuję drżenie całego ciała i słyszę jak ciężko przełykam ślinę. Nie potrafię nic powiedzieć. Nie potrafię. Zaraz się rozpłaczę.
-J-ja też.-ledwo wypowiadam te słowa i wybucham płaczem. Obejmuje mnie mocno i czuję wilgoć na ramieniu. Płaczemy razem, związani w jedno. Nic się nie liczy. Jest moim wszystkim. Jest moją nadzieją na lepsze jutro. Łkam cicho, a z moich oczu wylewa się potok łez. Wysuwam się z jego objęć i patrzę mu w oczy. Ściera mi łzę z policzka kciukiem, ale nie zabiera ręki. Kładę mu dłonie na policzkach robiąc to samo i przyciskam go mocno do siebie. Smak jego ust pomieszał się ze słonym smakiem naszych łez. Całuję go rozpaczliwie, jakby to był nasz ostatni pocałunek. Ale nie jest ostatni. Jest pierwszy od tak długiego czasu. W tym momencie czuję ogromną miłość. Czuję, że moje rozszarpane serce powoli się skleja.
***
Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. To nie ma znaczenia, kiedy Justin jest przy mnie. Obudziłam się leżąc na jego ramieniu. Wdycham jego zapach, który tak mnie uspokaja. Słyszę bicie jego serca, szybkie i nierówne. Lekko podnoszę głowę, ale on nawet się nie rusza. Kiedy patrzę na niego, uśmiecha się. Powoli wstaję, lecz on pociąga mnie do siebie i całuje czule.
-Kocham cię.-Mówi, a w jego oczach widać tyle miłości, szczęścia i tęsknoty.
-Ja ciebie też.-Odpowiadam mocno go przytulając.
Wstaję i idę do kuchni zrobić kawę. Wsypuję czarny proszek do kubków, kiedy on staje za mną i mocno mnie przytula. Do oczu cisną mi się łzy. Dlaczego pozwoliłam mu odejść? Nie mogę wygonić tego pytania z mojej głowy. 
-Witam gołąbeczki.-z dołu schodów dobiega mnie głos Amber.-Znowu razem?
-Zawsze razem.-odpowiada bez namysłu Justin. Uśmiecham się pod nosem.
-Chcesz kawy?-pytam, odwracając się w jej stronę. Mój narzeczony wciąż trzyma mnie w pasie.
-Mhm, z mlekiem!-śmieje się.
-To sobie zrób.-odpowiadam sarkastycznie.-Nie będę ci zawsze robić kawy.
-Hm-trze szczękę-no dobra. To skoro to jest taką trudnością dla ciebie, zrób mi karmelowe latte. Kocham cię!-krzyczy, wbiegając po schodach.
-Wariatka-szepczę, na co oboje zaczynamy się śmiać. 
-Anabelle.
-Justin.
-Co z nim?
-Z kim?-śmieję się.
-Z naszym dzieckiem.-No ładnie, NASZYM. Ja nawet nie wiem, kogo to dziecko. 
-Dobrze. 
-Byłaś u lekarza?
-Jeszcze nie, ale jestem umówiona na za tydzień.-Kłamię, sama nie wiedząc, dlaczego. Co mam mu powiedzieć? Że nie chcę tego dziecka? Że nie wiem, kto jest ojcem?
-To dobrze-całuje mnie w czubek głowy-Będę je kochał tak samo mocno jak jego mamę.
Do moich oczu napływają łzy.
-A ja tak samo jak tatę.-wypowiadam z lekkim drżeniem w głosie. Powinnam iść do lekarza z tego względu, że ostatnio źle się czuję, jeśli chodzi o brzuch. 
-Będziemy najszczęśliwszą rodziną na całym tym popieprzonym świecie.
W tym momencie moje serce znowu zaczyna się łamać.
Perspektywa Justina
Postanowiłem wejść, chociaż wiedziałem, co tam zobaczę. Zobaczę JĄ. Bardzo tego chciałem, nie dawałem już bez niej rady. Wszedłem po cichu do domu, w którym mieszkaliśmy w trójkę z Amber. Widząc ją stojącą w kuchni, rozpadłem się na kawałki, a za chwilę poskładałem. Była jeszcze piękniejsza niż przedtem. O ile to możliwe. Poczułem, jak ściska mi się serce. Dlaczego ją zostawiłem? Jak mogłem to zrobić? Idę w jej stronę, a ona ucieka do salonu. Aż tak mnie nienawidzi? Co ja najlepszego zrobiłem. Stoję w kuchni i łapię powietrze dużymi haustami. Zmierzam do salonu. Siedzi na kanapie oglądając jakąś telenowelę. Siadam delikatnie obok niej i przysuwam się do niej. Jest tak skupiona na telewizji, że tego nie zauważa. Siedzimy tak blisko siebie, że dotykamy się ramionami. Moje całe ciało budzi się do życia pod wpływem tego banalnego dotyku. Patrzę na nią, a ona odwraca się w moją stronę i uśmiecha się. Kocham jej uśmiech. Kocham ją całą. 
-Kocham cię.-mówię nieświadomie. Pewnie to najgłupsza rzecz, jaką mógłbym powiedzieć w tym momencie, ale jednak stało się. Ona patrzy na mnie i odpowiada.
-Ja ciebie też.-moje serce zaczyna szybciej bić, w ogóle zaczyna bić. Jej usta znajdują się tak blisko, wystarczy tylko ruszyć głową. Patrzę na nią analizując każdy najmniejszy kawałek jej twarzy. Nic się nie zmieniła. 
-Tęskniłem za tobą -mówię, wciąż na nią patrząc.
-Ja też.-odpowiada i wybucha płaczem. Szybko przytulam ją mocno i wtulam twarz w jej ramię. Z moich oczu leją się łzy. Tak bardzo za nią tęskniłem. 
Nagle odsuwa się ode mnie, a moje ciało krzyczy, tak bardzo stęsknione jej dotyku. Patrzy na mnie podpuchniętymi od płaczu oczami. Ścieram jej łzę z policzka i moja dłoń zastyga na jej twarzy. Anabelle robi to samo ze mną i kładzie swoje obie drżące, delikatne dłonie po obu stronach mojej twarzy. Przyciska swoje usta do moich. Czuję smak naszych łez i słodycz jej ust. Moje serce wariuje. Całuje mnie mocno. To pierwszy pocałunek od tak dawna...
Po jakiś dziesięciu minutach zasnęła na moim wytatuowanym ramieniu. Obudziła się po pół godziny, a ja przez ten cały czas jak spała, bawiłem się jej blond włosami. Musiałem ją pocałować. Muszę ją czuć. Chcę być blisko niej, chcę, żeby ona była blisko mnie. Chcę, żeby kochała mnie tak bardzo, jak ja kocham ją. Powoli moje serce zaczyna żyć  i powoli staję na nogi. Z nią.

wtorek, 9 lutego 2016

Rozdział dwudziesty drugi

Jedyne, co pamiętam z minionej nocy to to, że dobrze się bawiłam wraz z przyjaciółką. Zlewałyśmy każdego faceta, który chciał z nami zagadać lub postawić nam drinka. Świetnie się bawiłam razem z Amber.
Teraz leżę w łóżku przykryta do połowy kołdrą. Obok mnie leży Amber. Jest rozmazana, czyli pewnie ja także. Wstaję najdelikatniej jak potrafię, by jej nie obudzić i idę w stronę łazienki. Strasznie boli mnie głowa i zbiera mi się na wymioty. Czyżby kac? Oj, Anabelle. Przechodząc przy barierce słyszę, że z dołu dobiega hałas wywołany wyjmowaniem szklanki z szafki. Brzdęk szkła sprawia, że staję jak wryta. Przecież nikogo nie powinno być w tym domu oprócz mnie i Amber.  Łapię się balustrady i po cichu schodzę po schodach. Jestem w szortach i koszulce, więc wygląda na to, że w przeciwieństwie do Amber, ogarnęłam się przed pójściem spać. Nie wiem która jest godzina. W ogóle nic nie wiem. No dobra, może prócz tego, że strasznie się czuję. Serce o mało nie wyskakuje mi z piersi na jego widok. To niemożliwe. On nie powinien tu być. Stoi odwrócony do mnie plecami i opiera się o blat w kuchni. Widzę jego napinające się pod koszulką mięśnie. Chcę się odwrócić i iść do łazienki, tak jak zamierzałam, ale zamieram, gdy się odwraca i patrzy mi prosto w oczy. Otwieram usta ze zdziwienia. Jego czekoladowe oczy patrzą prosto w moje, a ja czuję ucisk w brzuchu. Stoję bez ruchu w bezpiecznej odległości od niego.
-Cieszę się, że cię widzę-szepcze, a jego głos powoduje, że dostaję ciarek na całym ciele. Uśmiecha się delikatnie i zwiesza głowę.-Tęskniłem za tobą, kochanie.
W tym momencie czuję jak kawałek mojego serca zaczyna pękać. Pęka mi serce, bo patrzę na niego. Choć na jego ustach widnieje uśmiech, oczy ma niesamowicie smutne. Jest mi go żal. Nie odpowiadam, lecz patrzę w jego pełne bólu oczy. Wpatruje się we mnie. Pospiesznie zakładam włosy za ucho i opuszczam głowę patrząc na swoje stopy. Słyszę, jak się porusza, ale nie patrzę w jego stronę. Nie potrafię połączyć tego, co się przed chwilą stało. Teraz naprzeciwko swoich stóp widzę jego buty. Stoi przy mnie. Serce bije mi jak szalone, gdy delikatnie podnosi moją brodę, bym na niego spojrzała. Odwracam wzrok od jego twarzy i patrzę na lodówkę, nie mogąc się na niczym skupić.
-Anabelle. Proszę, spójrz na mnie.-mówi błagalnie. Moje oczy wypełniają się łzami, więc zakrywam twarz dłońmi. Przytula mnie z czułością. Tak bardzo za nim tęskniłam. Przytulam swoją twarz do jego ramienia łkając cicho. Przyciąga mnie do siebie i przytula, po czym całuje w czubek głowy. Nie myślę racjonalnie. W ogóle nie myślę. W końcu odsuwam się od niego i wycieram łzę z policzka. Patrzy na mnie oczami pełnymi radości i bólu zarazem. Czy to możliwe?
-Ja też za tobą tęskniłam.-odpowiadam powstrzymując płacz.-Po co przyjechałeś?-pytam bez wyrazu.
-Do ciebie.-patrzy na mnie spod przymrużonych powiek i dotyka mojego policzka. Jego dotyk jest tak delikatny jak płatki róż, wciąż chcę więcej. Mam nogi jak z waty. Przytrzymuję się szafki stojącej obok i zakrywam czoło dłonią. Justin od razu reaguje.
-Co się stało? Źle się czujesz?
-Nie, to nic. -odpowiadam obojętnie i idę w stronę schodów, by w końcu znaleźć się w łazience. Idzie za mną, ale kiwam ręką, że chcę iść sama, więc mnie nie zatrzymuje. A ja nie zatrzymuję siebie. Chciałabym tak bardzo się do niego jeszcze raz przytulić.
Otwieram drzwi od łazienki. Wchodzę do niej niepewnym krokiem.
*
Wychodzę z łazienki. Miejmy nadzieję, że Amber wciąż śpi. Otwieram cicho drzwi do mojego pokoju. Przyjaciółka wciąż śpi. Podchodzę do komody i biorę z niej ubrania: czarną koronkową bieliznę, krótką bluzkę i spodenki z wysokim stanem. Ubieram się i schodzę po schodach. Podchodzę do szafki i wyjmuję z niej jedną szklankę i napełniam ją wodą. Piję łyk I potem zauważam , że Justin stoi za mną i mi się przygląda. Z trudem przełykam ślinę patrząc w jego oczy. Patrzy na mnie z miłością. Przymykam oczy i oddycham głęboko. Patrzę na niego i idę do salonu. Siadam na kanapie ze szklanką wody i włączam telewizor. Nigdy nie lubiłam oglądać telewizji , ale tylko to pozwoli mi przez chwilę o nim nie myśleć. Skaczę po kanałach szukając czegoś godnego uwagi. W końcu znajduję jakąś telenowelę. Wsłuchuję się w słowa bohaterów. Zaczynam już powoli ogarniać , o co w niej chodzi. I nagle, jakby na moje nieszczęście, a może przeciwnie, kanapa się ugina. Mam nadzieję zobaczyć obok siebie zaspaną Amber, jednak osoba, która usiadła obok mnie nią nie jest i wpatruje się we mnie. Odwracam wzrok z powrotem na telewizor. Chłopak przybliża się, a ja automatycznie się od niego odsuwam. Kocham go nad życie i nie wiem , co mi się dzieje. Nie chcę go widzieć. A może chcę. Zdecydowanie chcę. Bardzo chcę. Chcę tego bardziej niż czegokolwiek kiedykolwiek chciałam. Spogląda na mnie niepewnie, a ja uśmiecham się jakby sama do siebie. Mam nadzieję, że nie tego nie widział. Musiał widzieć, idiotko , bo ciągle się na ciebie gapi. Podsuwa się bliżej, a ja się nie ruszam. Moje usta rozszerzają się w uśmiechu. Odwracam głowę w jego stronę, gdy siedzimy tak blisko siebie , że dotykamy się ramionami. Odwracam głowę w jego stronę i nasze twarze znajdują się teraz niebezpiecznie blisko siebie. Twarze jak twarze. Ale usta. Jego usta. Słodkie jak najsłodszy cukierek, o malinowym kolorze, bardziej miękkie niż płatki róż. Anabelle, skończ. Odwróć wzrok, ale to już.
Patrzę w jego oczy, a on gładzi mnie po policzku. Czuję ulgę i wtulam twarz w jego dłoń. Zamykam oczy. Czuję jego oddech na swoich wargach. Powoli otwieram oczy i patrzę na niego. Gapi się na mnie, po chwili jego wzrok wędruje do moich ust. Patrzy na nie z zachwytem. Czuję się bezbronna.
-Kocham cię.-szepcze mi do ust. Moje ciało pokrywa gęsia skórka. Nie odrywamy od siebie oczu myśląc, że jeśli to zrobimy, popełnimy błąd. Ogromny błąd.
-Ja ciebie też.-szepczę mu przy ustach , prawie ich dotykając.

piątek, 8 stycznia 2016

rozdział dwudziesty pierwszy

Serce biło mi jak szalone. Odebrałam telefon, nie patrząc nawet, kto dzwoni. Przecież Justin by nie zadzwonił.
-Cześć, Anabelle.-usłyszałam głos matki. Odetchnęłam z ulgą.
-Hej, mamo. Jestem w pracy, nie mogę rozmawiać długo, coś się stało?-powiedziałam na jednym tchu z uśmiechem, chociaż wolałabym, żeby w tym momencie mówił do mnie Justin.
-Miałaś dać mi znać.-powiedziała trochę poirytowana.
-Wiem, przepraszam. Nie miałam czasu. Mam teraz dużo na głowie.
-No, ciekawe. -powiedziała z lekkim sarkazmem. Nienawidziłam, kiedy w ten sposób mówiła. Westchnęłam głośno. Nie chciałam dalej ciągnąć tej rozmowy, ale co poradzić?
-Nie mam dużo czasu. -odparłam bez emocji w głosie.-Może być jutro o 12? Pójdziemy na lunch.
-Wspaniale, odezwę się jeszcze.-powiedziała już nieco milej.
-Pa.-rozłączyłam się i wypuściłam głośno powietrze. Dzisiejszy dzień był dziwny. Miałam go już dość.
*
Weszłam do domu, po czym rzuciłam swoje szpilki w kąt i rzuciłam się na kanapę. Dzisiejszy dzień był wyczerpujący. Odblokowałam swój telefon i weszłam w galerię. Przeglądałam zdjęcia moje i Justina. Łzy napłynęły mi do oczu, uśmiechnęłam się. Zwróciłam oczy ku górze, by powstrzymać łzy. Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy. Przed nimi widniał Justin, ubrany w podarte jeansy i czarną koszulkę podkreślającą jego cudowne mięśnie. Na obu rękach miał tatuaże. Tęskniłam za nim. 
Leniwie wstałam z kanapy i poszłam do swojego pokoju. Stanęłam przy komodzie i otworzyłam pierwszą szufladę. Było tam małe pudełeczko. Otworzyłam je, a  moim oczom ukazał się wisiorek z inicjałami A&J. Pamiętam, kiedy mi to wręczył. Był robiony na zamówienie, zdobiony prawdziwymi brylantami. Teraz pewnie nic dla niego nie znaczy. Zupełnie tak jak ja. Zamknęłam szufladę, zapinając łańcuszek na szyi. 
Mój wzrok utkwił w moim odbiciu w lustrze. Włosy opadały mi luźno na ramiona, sukienka była idealnie dopasowana do mojego ciała. Twarz miałam trochę smutną, nie dziwię się z resztą. Bez wahania wybrałam numer i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Halo?-usłyszałam głos przyjaciółki.
-Amber! Masz jakieś plany na dziś?-spytałam z uśmiechem na twarzy.
-Właściwie, to nie.
-Cudownie, ubieraj się i chodź do mnie!-prawie krzyknęłam.
-Anabelle, co się dzieje? Wszystko w porządku?
-Jasne, nie marudź, tylko chodź, czekam.-odparłam.
-Okej, zaraz będę.
Rozłączyłam się i poszłam do łazienki. Napisałam Amber szybkiego SMS "Wejdź, drzwi są otwarte, ja idę wziąć kąpiel". Zgodnie z planem, weszłam do wanny i siedziałam w niej może z 20 minut. Dobrze mi to zrobiło po całym dniu. 
Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Amber siedziała w salonie.
-Hej!-podbiegłam do niej i ją przytuliłam.
-Hej. Coś się stało?-spytała zakładając ręce na piersiach.
-Idziemy na imprezę-puściłam jej oczko.-stwierdziłam, że fakt, iż Justin mnie zostawił, nie zabrania mi chodzić na imprezy.- Przyjaciółka otworzyła szeroko oczy.
-Dobra, a gdzie idziemy?-spytała zamyślona.
-Rush Rush. To niedaleko.
-Nie mam ciuchów, skoczę po nie.
-Stój-złapałam ją za rękę. -dam ci coś.-uśmiechnęłam się do niej, na co ona odpowiedziała mi tym samym.
*
Ubrałam krótkie spodenki, top cropa z logiem Nirvany i czarne koturny. Amber wybrała sobie czerwoną sukienkę za uda i czarne szpilki. Włosy związałam w koński ogon, Amber natomiast zostawiła w nieładzie.
-Czemu nie zdecydowałaś się ubrać sukienki?-spytała Amber z podejrzliwą miną.
-Bo nie.-odpowiedziałam z lekką irytacją. To moja sprawa, jak się ubieram. A to, że byłam, kim byłam, nic nie zmienia. Przyzwyczaiłam się, że nosiłam sukienki na jakieś specjalne okazje lub jak byłam z Justinem. Teraz nie było to potrzebne, Czułabym się niepewnie. Ale nikt nie mógł mi zarzucić, że źle wyglądałam. Wyglądałam jak milion dolarów. Albo i więcej.
Kiedy zeszłyśmy na dół do kuchni i Amber zaczęła wyciągać szklanki, by uzupełnić je wodą mineralną, wybrałam numer i zamówiłam taksówkę. Amber podała mi szklankę z wodą z uśmiechem, sama natomiast sączyła napój ze swojej. Podziękowałam jej uśmiechem, rozłączając się.
-Jak się czujesz?-powiedziała ze skruchą w głosie. Jej wzrok powędrował na białe kafelki na podłodze.
-Trzymam się, jak na razie. Dziękuję za troskę.-odpowiedziałam wymuszając uśmiech. Przed oczami pojawiły mi się oczy Justina. Zamknęłam oczy, by odpędzić tę wizję jak najszybciej.
-Na pewno?-Kochałam Amber jak własną siostrę. Ale czasami bywała natarczywa. Czasem miałam jej dość.
-Tak, na pewno. -usłyszałam dźwięk klaksonu, więc machnęłam do przyjaciółki, aby poszła za mną. Szłam pewnym krokiem do drzwi, nie potykając się, co mnie bardzo zdziwiło, bo byłam roztrzęsiona wizją sprzed chwili. Jego czekoladowe oczy, malinowe usta... Anabelle, nie dziś!
-Więc, co będziemy dziś robić przez całą noc?-spytała Amber, gdy zamykałam drzwi na klucz. Uśmiechnęłam się do niej.
-Dziś będziemy się dobrze bawić.-puściłam jej oczko i uśmiechnęłam się szeroko. Ta noc jest nasza.

--------------------------------------------------------------------------------------
Mamy dwudziesty pierwszy :) Mam nadzieję, że Wam się spodobał. Jest trochę krótszy, niż chciałam.  Przepraszam za przerwę.
No i spóźnionego szczęśliwego nowego roku i spóźnionych wesołych świąt! :D
Ten rozdział dedykuję moim najwspanialszym przyjaciółkom- Justynie i Klaudii. <3